czwartek, 8 września 2016

Ove Løgmansbø – Enklawa



Na Wyspach Owczych, w miejscowości Vestmanna, dochodzi do morderstwa. Mała społeczność tego regionu podporządkowanego Danii niemal zapomniała pojęcia zbrodni, jednak dosyć szybko musi odświeżyć jego konotacje. Temu szokowi nie pomaga ani nieporadność miejscowej policji, specjalizującej się w stłuczkach z udziałem owiec, ani obecność niemile widzianych duńskich śledczych. O tym jest mniej więcej Enklawa Ove Løgmansbø.

Główny bohater, Hallbjørn Olsen, były oficer wojska duńskiego, członek misji pokojowej w dawnej Jugosławii, nie radzi sobie ani z nastoletnią córką, ani z traumą po tajemniczej śmierci żony, a z pewnością – z samym sobą i alkoholem. Sugestywnie opisany obraz zespołu stresu pourazowego (PTSD – posttraumatic stress disorder) trzyma się w tej książce całkiem i jest głównym elementem kreacji głównego bohatera. Na tyle istotnym, że pozostaje, niemal do końca, kluczem do rozwikłania całej zagadki śmierci przyjaciółki jego córki (choć niekoniecznie dobrze „domkniętym”). Nie pomaga z pewnością fakt, że jest on ostatnią osobą, która zadeklarowała, że widziała ofiarę żywą. 

Od początku jest na muszce Katrine Ellegaard – ledwie tolerowanej przez lokalną społeczność przedstawicielki duńskiej policji. Po jakimś czasie widzi ona szansę na wykorzystanie Olsena jako „miejscowego kontaktu”, jednak chwile, w których dostrzega ona potencjał głównego bohatera przeplatają się z tymi, w których traktuje go jako głównego podejrzanego. Komplikuje to wszystko dodatkowy wątek miłosno-erotyczny (a jakże – między nim). 

W warstwie kryminału mamy tu klasyczną, zbudowaną na kliszach fabularnych opowieść o zbrodni. Chwilami – klasyczną aż do bólu, czego świadectwem jest zamykająca książkę ekspozycja i przypieczętowanie jej trafnym, łagodzącym wagę sytuacji bon motem nawiązującym do wydarzeń opisanych wcześniej.

Owszem – opowieść ta może się bronić ze względu na umieszczenie jej w regionie uchodzącym za najbezpieczniejszy, w którym niechęć do obcych podsycana jest alkoholem i milczącym przyzwoleniem społeczności na „małe zbrodnie”, które zamiatane są skutecznie pod dywan. Przyjezdni, o ile nie są turystami, nie są tu mile widziani, ponieważ nie obowiązuje ich przyjęte niepisane porozumienie mieszkańców, o niewtykaniu nosa w nie swoje sprawy. 

Dlaczego: może się bronić? Ten wątek został już wyeksploatowany w literaturze skandynawskiej i to nie tylko w kryminałach. Sugestywna atmosfera niemal permanentnego mroku (najistotniejsze sceny mają miejsce bez udziału światła słonecznego) pogłębia wrażenie zagrożenia, któremu pomagają z pewnością wszechobecne owce (kto miał kontakt z wpatrującym się w człowieka stadem owiec wie, o co chodzi) i niemal permanentnie pijani po zmroku Farenowie. Poza umiejscowieniem akcji na Wyspach Owczych nie można tu mówić o przedstawieniu mechanizmów, które wyzyskali (o wiele bardziej kreatywnie) chociażby Jo Nesbo czy Anders de la Motte. 

Również wplecenie w opowieść wątków politycznych – istotnych z perspektywy Farnerów – pomaga ustawić tę historię na dobrych torach, jednak od połowy lektury miałem wrażenie wyczerpania pomysłu na wyjaśnienie zbrodni (cóż… fundamentalnego dla kryminału). Rozwinięcie wielu wątków napomkniętych na początku niby pomaga, jednak większość z nich zbliża się niepokojąco do sztampy (jak chociażby relacja ojca z córką, która – choć skrywa pewną tajemnicę – sprawia wrażenie sztucznej, nawet w obszarze fikcji literackiej). Nie da się tego tłumaczyć spowolnieniem akcji książki. Całości tego „ale” dopełnia zbyt oczywiste wyzyskanie choroby Olsena i wspomniany wątek miłosny. Trochę tego za dużo.

Pozostaje teraz pytanie fundamentalne: czy warto? Jeśli ktoś dopiero wchodzi w świat współczesnych skandynawskich opowieści o zbrodni – nie powinien się zawieść. Jeśli potraktujemy tę książkę jako całkowite novum broni się ona, a schematy fabularne nie irytują. Jednak podejście do tej lektury po zaznajomieniu się z najlepszymi przedstawicielami skandynawskiego kryminałopisarstwa nie da już tak dobrego efektu. A szkoda, bo do połowy dzieje się w tej książce bardzo dużo dobrego. Potem jest – niestety – gorzej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz