poniedziałek, 25 maja 2015

Tom Rob Smith - System



Dawno nie czytałem tak dosadnego fabularnie portretu Związku Radzieckiego z ostatnich miesięcy kultu jednostki. Suworow pisał dużo o tym systemie, jednak tak głębokiego zanurzenia w bezwolność i bezsilność wobec „najlepszego systemu na świecie, w którym nie ma czegoś takiego, jak zbrodnia” dawno nie widziałem. Zwłaszcza, że obraz ten jest ciekawy fabularnie. Tak opisać można skrótowo System Toma Roba Smitha.

Poznajemy Lwa Demidowa – weterana Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, który dzięki swemu męstwu i szczęściu dociera do końca szlaku bojowego i rozpoczyna po Dniu Zwycięstwa błyskotliwą karierę w aparacie bezpieczeństwa Kraju Rad i szybko, dzięki intelektowi i bezwzględności w tropieniu wrogów ustroju, zyskuje szlify oficerskie. Gdy jednak w niewyjaśnionych okolicznościach ginie dziecko jego kolegi z pracy, chce rozwikłać nową zagadkę. Jednak, jak się bowiem okazuje, w idealnym ładzie nie ma miejsca na zbrodnię, a każde przestępstwo jest w rzeczywistości dywersją skażonych kapitalistycznymi zarazkami agentów obcych wywiadów. Sprawa morderstwa zostaje szybko rozwikłana, jednak zbrodniarz (a więc – obcy agent) nie wydaje się być, w oczach Lwa, właściwą osobą we właściwym miejscu. Te wątpliwości rodzą kłopoty, które zawracają historię do miejsc, o którym sam śledczy wolałby zapomnieć lub nie wiedzieć.

Mimo że System jest w gruncie rzeczy kryminałem, to Smithowi udało się wpleść w opowieść elementy obyczajowe (relacja z żoną), polityczne (całość opisu systemu) i społeczne (ciekawy przekrój funkcjonowania obywateli i ich stosunek do władz). Jest to ze wszech miar proza antysystemowa, pokazująca wypaczenia i grzechy Rosji Sowieckiej z czasów kultu jednostki, a więc z okresu poprzedzającego śmierć Stalina. Opowieść w płynny sposób przechodzi z wytłumionych sal Łubianki i ekskluzywne mieszkanie samego Lwa do wagonu jadącego do łagru i industrialnego krajobrazu okręgu przemysłowego. Każde z tych posunięć dokonuje się naturalnie, dzięki czemu czytelnik nie ma wrażenia urywania narracji, a naturalne następowanie po sobie kolejnych zdarzeń nie budzi szczególnych obiekcji. Smith pisze dosadnie, a dobre przygotowanie faktograficzne uautentycznia tę opowieść i dodaje jej charakteru. Poczynania bohaterów są nierozerwalnie związane z czasami i miejscem, w którym żyją; dwuwarstwowość języka, która rodzi się w opowieści wraz z przewartościowaniem priorytetów Lwa, dodaje jej smaku – bohaterowi spadają z oczy różowe okulary (których kolor ma więcej wspólnego z karmazynem krwi), a obraz, który dostrzega jest daleki od tego, w jaki wierzył przez lata. Ciekawe jest też to, że System jest pierwszym tomem z serii przygód Lwa Demidowa (co już powinno zapowiadać pewien… hm… happy end?) – przypomina to praktykę wielu kryminałopisarzy, jednak zapowiada to też ciekawe kontynuacje.

System jest książką dosadną i niezwykle interesującą. Smith łączy w niej wątki historyczne i kryminalne, jednak nie zaniedbuje żadnego z nich, dzięki czemu proza ta (sic!) jest ciekawą alternatywą dla skandynawskich opowieści o zbrodni. Jej polityczny ładunek ma też potencjał edukacyjny – osobom nieznającym historii Kraju Rad sprzed śmierci Stalina i przewartościowania kultu jednostki w sławetnym przemówieniu Chruszczowa opowieść ta może przypomnieć, że niektóre elementy historii warto wciąż rozpamiętywać.

Kwestie ekranizacji (System / Child 44) i kontrowersji związanych z niedopuszczeniem do emisji książki w Rosji pominę milczeniem. Nie o wszystkim wypada (lub – należy) pisać. Ocenę tych zjawisk pozostawię tym, którzy po tę książkę sięgnęli i obejrzeli film na jej motywach.

niedziela, 10 maja 2015

Jacek Dukaj - Starość Aksolotla

Zagłada ma wiele imion – zapowiadana jest apokalipsa zombie, letalna fala promieniowania słonecznego czy tragiczne w skutkach rozmagnesowanie biegunów. Jacek Dukaj, autor znakomitych (i dosyć opasłych) próz z pogranicza fantasy, science fiction i cyber-punku pokazuje, że zagładę ludzkości można opisać dosadniej i bardziej beznadziejnie. Ale zarazem – o wiele ciekawiej.

Pewnego pięknego dnia w niedalekiej przyszłości ziemię zaczyna przemierzać dziwny promień, który sprawia, że giną nie tylko ludzie, ale i cała sfera bioniczna. Zaalarmowani o tym mieszkańcy krajów witających nowy rok nieco później zaczynają przenosić swoje ja do wirtualnej rzeczywistości przy pomocy oprogramowania umożliwiającego tworzenie autentycznych avatarów w Sieci. Poznajemy przy tej okazji Grzecha, informatyka, który ma na podorędziu takie narzędzie i dokonuje translacji swojej podmiotowości na kod binarny w kilka chwil przed uśmierceniem jego ciała. Im dalej na zachód od Greenich, tym większej ilości osób udaje się przenieść do wirtualnej rzeczywistości, jednak nikomu nie udaje się zatrzymać zagłady. Od tej pory zmienia się wszystko – nie ma już ludzkości, którą znają ci, którym udało się umknąć do Sieci. Pozostają oni sami w bezmiarze bitów, jednak im bardziej doskwiera im samotność, tym bardziej zaczynają poszukiwać protez „siebie” – robotów i innych urządzeń, do których kopiują oni swoje wirtualne „ja”, dzięki czemu mają choć namiastkę swobody poruszania się po ziemi.

Jackowi Dukajowi udała się trudna sztuka – napisał prozę będącą intrygującym traktatem o ludzkiej podmiotowości i człowieczeństwie, a przy tym nie popadł w moralizatorstwo ani nie oparł swego wywodu o rozwiązania doraźne. Tworzy na nowo komplementarny świat ze skrawków i zadaje pytanie o „całość” człowieka i nierozerwalność jego ciała i ducha. Przedstawiony przez niego ład jest całościowy – nie pomija elementów takich jak efekt cieplarniany (który powoduje podniesienie poziomu wód w oceanach) czy złośliwe oprogramowanie, które okazuje się zabójcze dla żyjących tylko w Sieci avatarów. Ponadto udaje się mu uchwycić potrzebę otaczania się rzeczami, jakże charakterystyczną dla ludzi, którą realizują poszczególni bohaterowie; programują oni małe, przypominające zwierzęta roboty-zabawki by dać sobie chociaż namiastkę starego życia, by nie powiedzieć – człowieczeństwa. To poszukiwanie elementów ludzkich zdaje się być naturalnym dążeniem, a eugenika, która pojawia się w pewnym momencie opowieści („tworzenie” ludzi na podstawie informacji znalezionych w Sieci) jest konsekwencją stworzenia czegoś „na obraz i podobieństwo” – niezależnie, czy faktycznego (dawnego) ciała, czy też swoich wyobrażeń i wspomnień.

Elementem dodającym autentyczności tej prozie jest też wydanie jej wyłącznie w wersji elektronicznej – to niespodziewany krok dla autora znakomitych i złożonych opowieści, jednak znakomicie nawiązuje do tematyki Starości Aksolotla. Również alternatywna wizja zagłady i liczne nawiązania do koncepcji podmiotowości (chociażby klarujących się w Foucaultowskiej krytyce koncepcji Kanta) sprawiają, że trudno znaleźć w tej książce miejsca słabe lub niepołączone konsekwentnie z resztą. Do tego Dukaj wielokrotnie puszcza oko do popkultury i robi ukłon chociażby w stronę uniwersum Matrixa, w którym to maszyny zaczynają hodować ludzi na swoje potrzeby, jednak tu, mimo innych pobudek, instrumentalny charakter tego działania daje do myślenia.

Starość Aksolotla jest książką zuchwałą i znakomitą. Jacek Dukaj po raz kolejny dowodzi, że jest znakomitym, bardzo świadomym języka i fabuły pisarzem, który tworzy światy złożone i kompletne. Jego nowa proza po raz kolejny dowodzi, że jakikolwiek temat weźmie on „na warsztat”, efekty prac przerastają oczekiwania. Ponadto – książka ta zachwyca na każdej „stronie” i nie daje powodów do rozczarowania. To perełka na polskim rynku wydawniczym. A bogata szata graficzna i masa dodatków klarujących warstwę wizualną jest wisienką na torcie.


wtorek, 5 maja 2015

Louis Young - Wciąż czekam



Powroty z wojny zawsze były ciężkie. Zwłaszcza powroty z Wielkiej Wojny. Temat ten wzięła na warsztat literacki Louisa Young, autorka niedawno wydanej prozy Wciąż czekam

Autorka przedstawia historię dwóch małżeństw, których losy przetyka pierwsza wojna światowa. Opisuje ich perypetie po powrocie mężczyzn do Wielkiej Brytanii i podejmowane przez nich próby powrotu do „normalnego” życia. Są to niełatwe „powroty” – nie tylko dlatego, że bohaterowie są poranieni przez wojnę (nie tylko fizycznie, ale i psychicznie), ale również dlatego, że kraj, do którego wracają po podpisaniu pokoju w lasku Compaigne jest inny niż ten, który opuścili parę lat wcześniej. Obie opowieści są naznaczone niemal ciągłą walką o przetrwanie – o ile w czasie wojny wiązało się to z walką z przeciwnikiem, który mógł zabić, o tyle w czasie pokoju muszą oni zmierzyć się z ogromnym bezrobociem i zapaścią na rynku po zatrzymaniu produkcji zbrojnej. Uwypuklenie tej perspektywy przemawia tylko na korzyść książki.

Young odmalowuje krajobraz powojennej Wielkiej Brytanii jako kraju, w którym doszło do niespodziewanej erupcji równouprawnienia. Wiele kobiet po zakończeniu wojny, a co za tym idzie – zakończeniu pracy w fabrykach wojskowych, nie chciało wracać do swoich domów i pełnić ponownie funkcję housewhifes. Naprzeciw tym pragnieniom wyszli sami mężczyźni – często dotknięci zespołem stresu pourazowego lub trwale okaleczeni, niemogący wrócić do normalności, wciąż nękani przez widma przeszłości. Tak ugruntowaną zamianę opisuje Young, jednak pozwala swoim męskim bohaterom cierpieć „w międzyczasie”, a ich żonom „wciąż czekać” na faktyczny powrót z wojny. 

Bohaterowie próbują znaleźć swoje miejsce w świecie po wojnie – szukają pracy, usiłują się utrzymać i zachować honor. Próbują też radzić sobie z obrażeniami na ciele i duchu. Young pozwala swoim bohaterom samodzielnie wracać do normalności, a by lepiej uchwycić poszczególne etapy tego procesu – zestawia doświadczenia bohaterek; rozmawiają one o „powrotach” swoich mężów, miejscach, w których oni są i do których zdają się wspólnie dążyć. Jedna z par udaje się w podróż poślubną i doświadczenia tej europejskiej wędrówki zdają się pełnić funkcję terapeutyczną. Wędrówka ta pokazuje też powojenną Europę w ciekawy sposób i ze świadomością zmiany, jaką przyniosła wojna. W tej części książki widać najwyraźniej, że opowieść stworzona przez Young charakteryzuje się niezwykłą wrażliwością, a jej język – pozostaje bardzo elastyczny. 

Wciąż czekam dotyka z jednej strony ważkiego historycznie tematu powrotów z Wielkie Wojny (której stulecie przypadało w 2014 roku), opisanego przez wielu pisarzy w sposób daleki od martyrologicznego (jak chociażby zrobił to Lemaitre). Z drugiej strony – to bardzo rzetelna proza obyczajowa, dotykająca uniwersalnego problemu powrotu z wojny, jednak w sposób skupiony na relacji, a nie na samych powracających. To naprawdę rzadkie spojrzenie. I nie można mieć wątpliwości, że po prozę Louis Young należy sięgnąć.