piątek, 24 sierpnia 2012

Ed Vulliamy - Ameksyka. Wojna wzdłuż granicy.



Wydawnictwo Czarne mocno reportażem stoi - o tym świadczyć mogły chociażby tegoroczne nominacje do nagrody Kapuścińskiego. Tym razem przez Kurier Literacki przewija się kolejna tego typu pozycja wołowieckiego wydawnictwa – interesująca opowieść brytyjskiego dziennikarza o pograniczu Stanów Zjednoczonych i Meksyku. Pogranicza, które dosłownie stoi w ogniu.
Ed Vulliamy podczas swoich podróży po nim miał okazję do zaobserwowania nietypowych zjawisk, które mają miejsce na obszarze o między drugim i trzecim co do wielkości państwem Ameryki Północnej.
Początek tej opowieści jest dosyć brutalny – z niemal foucaultowską skrupulatnością Vulliamy opisuje odnajdywane w miastach przygranicznych zwłoki. Skrupulatność przedstawienia – niemal naturalistyczna – może szokować niewprawionego czytelnika (podobnie jak lektura pierwszych rozdziałów Nadzorować i karać). Zarazem jest to ciekawe preludium do pozbawionej zdania autorskiego relacji z obszaru wojny pogranicznej. Wstęp również kreśli czytelnikowi obraz terenu Ameksyki jako jednego z najniebezpieczniejszych na świecie (ilość morderstw przerasta wszelkie wyobrażenia). Mimo iż oddaje to statystyka – informacja ta okazuje się być szalenie sugestywna i dosadna.
Brytyjski reporter opisuje kolejne aspekty świata wojny – zwraca uwagę na charakter przemytu, problemy społeczne jakie generuje prawo emigracyjne Stanów Zjednoczonych, ale i to, że gdyby nie bliskie sąsiedztwo jednego z największych konsumentów środków niedozwolonych na świecie w Meksyku byłoby o wiele bezpieczniej.
Bardzo istotnym elementem Ameksyki okazuje się być bardzo dokładna analiza społeczeństwa tego regionu – jego bolączek, zależności międzynarodowych rynków, jakie wpływają na niego, ale i spojrzenie na indywidualne dramaty będące papierkiem lakmusowym przemian dokonujących się (bądź nie) w społeczeństwie meksykańskim. Vulliamy spotyka się wielokrotnie z kobietami – widać w tym podejściu sporą rolę matek w walce o synów wciągniętych do gangów, ale i przewartościowanie, jakie dokonało się w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat w społeczeństwie (wejście na rynek legalnego kapitału zagranicznego, zmiana profilu zatrudnienia z męskiego na kobiecy).
Autor stara się być w swoim podejściu bezstronny i zachować dziennikarską powagę. Pojawia się nawet pod koniec książki przepełniona żalem uwaga dotycząca upadku poziomu uprawianego na świecie dziennikarstwa. Zwraca na uwagę na niechęć do podejmowania tematów trudnych i mogących nieść ze sobą niebezpieczeństwo. Autor stosuje tu bardzo ciekawy zabieg arystotelesowski – powiedzenie nie-w-prost jak to trudnym było sporządzenie owego tekstu. Biorąc pod uwagę realność konfliktów na granicy nie można nie dawać wiary, jednak taki zabieg może powodować pewien niesmak u uważnego czytelnika. Nie pojawiają się w książce odautorskie komentarze do sytuacji; unika on wartościowania, jednak z ust jego rozmówców często padają bardzo mocne sądy. Zwrócenie uwagi na tak niecodzienne problemy (pozornie) jak interesy mniejszości etnicznych (Indian, przez których rezerwat przebiega granica), prawa kobiet czy uwikłanie wielkich banków w dobie kryzysu w szemrane interesy z kartelami wskazuje na dobr orientacje autora w sytuacji regionu. Tworząc taki obraz, brytyjski dziennikarz zapełnia niemal cały obszar idei i terytorium Ameksyki – tereny pogranicza USA i Meksyku.
Ameksyka Eda Vulliamy'ego jest ciekawą syntezą dotyczącą sytuacji pogranicza państwa biednego i niemal bajecznie zamożnego. Pogranicza, na którego terenie wytwarzana jest swoista próżnia, która wciąż przyciąga ludzi i pieniądze – nie zawsze spod jasnej gwiazdy. Próżnia, która wciąga coraz to nowe ofiary i potrzebuje na ich miejsce coraz to nowych osób. Z pewnością godna uwagi pozycja, zwłaszcza w dobie kryzysu finansowego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz