czwartek, 20 kwietnia 2017

Czytam, te… słucham audiobooki. Bo tak.




Jakiś czas temu mówiono sporo o tym, że audiobooki wyprą książkę papierową. Jak widać, nie wyszło. Co nie zmienia faktu, że te „książki” dalej spotkasz w ofercie większości wydawnictw. Nawet Legimi udostępnia całkiem fajny zbiór (ale o tym zaraz), co jest bardzo spoko. W końcu płacę co miesiąc abonament, to co mi szkodzi. Tylko pozostaje trudne pytanie: po co komu? I drugie: komu? 

Chciałbym powiedzieć trzy rzeczy: słucham audiobooki, lubię je i… dobra, zapełniam nimi czas, kiedy nie mogę czytać, a chciałbym. To wszystko łączy się w ostatnim punkcie mojego „czytelniczego credo”: czytam, kiedy nie mogę czytać. Ostatnio zauważyłem, że często robię coś manualnie, a słuchanie muzyki jakoś niekoniecznie mnie kręci. Podobnie jak oglądanie seriali na Netflixie. Więc co by robić, żeby nie marnować czasu „umysłowo”, chociaż – na przykład – skręcam szafki. Albo rąbię drewno. No i padło na audiobooki. 

Temat znałem wcześniej, ale jakoś nie wracałem do niego regularnie. Rok temu miałem do przejechania jednego dnia dobrze ponad 700 kilometrów, a do tego jechałem sam. No ile można słuchać muzyki? Pewnie dużo, ale bez przesady. Radia nie słucham, bo zgubiłem dwa lata temu antenę gdzieś pod Łomżą. Tamtego burzliwego dnia miałem jechać sam, więc wygrzebałem audiobooka Czarodziejskiej góry Tomasza Manna, wrzuciłem na pendrive’a, wpiąłem w zaawansowany system audio mojego nastoletniego auta i… poszło. I chyba wtedy zrozumiałem, o co chodzi z tymi audiobookami. Pozwalają czytać wtedy, kiedy nie mogę czytać. A ta opcja mi, jako hm… czytelnikowi, bardzo się spodobała.

W miarę szybko zorientowałem się, że słuchanie książek to niegłupi pomysł. Mogłem sobie posłuchiwać jadąc rowerem z pracy (wtedy – 25 kilometrów, teraz na szczęście mniej), prowadząc samochód, malując mieszkanie lub spacerując. Innymi słowy wtedy, kiedy nie mogę mieć przed nosem ani czytnika, ani książki papierowej. Ostatnio idąc na spacer z synem w chuście ukrywam skrzętnie kabel od słuchawek (mały uwielbia kabelki) i zasuwam słuchając audiobooka. Czasem dwie godziny. Przeczytane? Przeczytane. Przewietrzone? Po praskim Skaryszaku nawet dwa razy. I to jest to clou.

Życie ułatwiło mi mocno wspomniane Legimi, które ma tę swoją „super funkcję ze znaczkiem ®”, czyli czytanie w chmurze (er). Poza e-bookami (które czytam nagminnie; nie pamiętam, kiedy czytałem ostatnią książkę w papierze i to nie tylko kwestia tego, że czytnik waży mniej niż książka) są też audiobooki. I tu zaczynają się jaja, bo generalnie wśród audiobooków nie znajdziesz za wiele literatury pięknej. Wiesz, takiej pięknej-pięknej. Dominują kryminały i pokrewne gatunki. Co ma swoje zalety. 

Początkowo się wkurzyłem, że nie ma nic fajnego. Ale jakoś w międzyczasie obejrzałem Jacka Reachera z Tomem C. (obsadzenie go w roli wielkiego chłopa pominę), więc stwierdziłem, że spróbuję którejś z powieści Lee Childa. I poszło. Przesłuchałem chyba wszystkie audiobooki z oferty Legimi (i się wkurzyłem, bo KTOŚ ZDJĄŁ AUDIOBOOKI TEGO AUTORA z katalogu; i niech ktoś naprawi w końcu aplikację na telefon, bo mnie czasem szlag z nią trafia. W sumie nie tylko mnie), potem był Stephen King i Katarzyna Puzyńska. Teraz wracam do Johna Grishama, którego uwielbiałem w liceum (i jeszcze wcześniej). Ogółem – przesłuchałem trochę rzeczy. I zaczynam powoli rozumieć, dlaczego takie książki są czytane: są po prostu mało angażujące. Audiobooki można „czytać” bez skupiania się na języku, a jedynie śledzić rozwój akcji. Jestem słuchowcem, więc jakby nie patrzeć, jest mi trochę łatwiej. 

Na dobrą sprawę taka noteczka powstała z jednego powodu: żeby zachęcić. Zatrzymałeś się na stacji benzynowej po płynny napój dla silnika, kawę lub sikundę, a chcesz sobie umilić czas w dalszej podróży? Kup audiobooka. Są ich całe stojaki. To niegłupia opcja na drogę i nie tylko. Zobaczysz, czas minie przyjemniej. No chyba, że trafisz na gniota, co też się (niestety) zdarza. Nie chodzi tu wcale o „manię produktywności”. Po prostu – o produktywne zapełnianie czasu pozornie bezproduktywnego umysłowo. U mnie to działa. Może u Ciebie też zaskoczy :).

1 komentarz:

  1. Kiedy robiłam samotnie dłuższe trasy autem, też sięgnęłam po audiobooki - dostępne za darmo z Wolnych Lektur - w ten sposób zakochałam się w Balzaku. Teraz nie bardzo mam kiedy, a droga do pracy za krótka, żeby opłacało się odpalać :/

    OdpowiedzUsuń