czwartek, 23 marca 2017

Richard Flanagan – Pragnienie



Krótka książka o ludziach. Świetnie napisana, świetnie przetłumaczona. Naprawdę dobra. W sumie tu mogę zwinąć manatki, bo reszta to bezcelowe rozwodzenie się nad tematem. A, zapomniałbym – chodzi o Pragnienie Richarda Flanagana. I tak, to świetna proza.

Historia dzieje się w XIX wieku i jest oparta na faktach. Z jednej strony to ciekawy obraz pisarza stworzony przez innego pisarza, bo pojawia się tu stary Charles Dickens. Z drugiej jest kolonializm w najgorszej postaci i próba „ucywilizowania dzikusów” na przykładzie Aborygenki Mathinny. Tu widać wyraźnie, że Flanagan wziął na warsztat temat jeden z trudnych tematów tożsamości Australii: zagładę Aborygenów. I do tego się nie patyczkuje.

Te historie pojawiają się w książce na zmianę, jednak żadnej nie brakuje niesamowitej „szorstkiej” wrażliwości, którą widać wyraźnie w Ścieżkach północy. Flanagan tworzy swoich bohaterów z krwi i kości, a przy tym nie boi się pokazywać ich pobudek i trudnych wyborów. Zmęczony Dickens zakochuje się w o wiele młodszej kobiecie, bo czuje śmierć swojego małżeństwa i fasadowość tego wszystkiego. Mathinna nie potrafi się dostosować do narzuconego ładu, bo to przeczy temu, kim ona jest. Oboje stają w obliczu władzy, która przeczy swoim ideałom. Czują, że nie pasują. Pisarz wie, co się stanie, gdy podejmie taką, a nie inną decyzję. Dziewczyna – trochę intuicyjnie – wyczuwa, że zostanie odrzucona, jeśli nie przestanie być sobą; że pozostanie „dzikuską”. 

Pragnienie to opowieść o braku zrozumienia: prawdziwych pragnień i ideałów. Kolonializm przeczył głoszonemu chrześcijaństwu, mieszczaństwo – szacunkowi do innych. Chociaż te dwie historie dzieją się po dwóch stronach globu, to pozostają w gruncie rzeczy takie same (nawet jeśli kończą się inaczej). Uwielbiam u Flanagana to, że nie boi się dowalić do pieca i dać czytelnikowi do myślenia, a zarazem pokazać, jak bardzo powierzchowne mogą jego być oceny. Już samo to jest ogromną wartością tych historii. A jest tego o wiele więcej: doskonała (serio) kompozycja, spójność, język (ja przepraszam bardzo, ale czego można się spodziewać po książce, którą przełożył Maciej Świerkocki) i ogólne wrażenie estetyczne, które sprawi, że gdy skończysz tę książkę stwierdzisz jedno: osz kurka, dobre. 

Powiem tylko tyle – ja tak mruknąłem po ostatniej stronie. Mam nadzieję, że wydasz podobny pomruk.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz