niedziela, 29 stycznia 2017

George Saunders – 10 grudnia



Czego rocznicę „świętujemy” 10 grudnia? ONZ uchwaliło tego dnia powszechną deklarację praw człowieka (1948) i uchwałę o zakazie stosowania tortur (1984 – tak Orwellowsko, co nie?),trzech Polaków odebrało nagrody Nobla (Szymborska, Miłosz i w imieniu Wałęsy żona). W sumie to trochę „dzień, jak co dzień”. Chociaż jeśli sprawdzisz, co wydarzyło się „dziś”, to… zdziwisz się. Właśnie z takim zdziwieniem napełnione są strony naprawdę dobrych opowiadań George’a Saundersa. W końcu tyle prestiżowych nagród 10 grudnia nie dostało za nic ;). 

Musisz wiedzieć jedno – to amerykańskie historie i najlepiej siedzą w kontekście kraju za Wielką Wodą. Ale nawet jeśli nie jesteś amerykanistą, to szybko zorientujesz się, że te opowiadania mocno dotykają codzienności Amerykanów. Saunders nie bawi się w półśrodki i pokazuje ludzi w ciekawych miejscach ich życia, a do tego używa sobie na… jakby to najlepiej nazwać… przekonaniach i stereotypach. Tak, to dobre zestawienie. Pokazuje jak się dziwią światu, wkurzają się na niego, chcą go zmienić. Zazwyczaj chcą coś zrobić z własnym życie. Nie zawsze to wychodzi, ale sposób, w jaki opisuje to Saunders jest brawurowy i wciąga. 

Każda z tych historii jest zanurzona w konkretnym „śnie”, który wciąż śni wielu. Powrót z wojny i radzenie sobie z inną rzeczywistością autor konfrontuje z ogromnym szacunkiem społeczności do weteranów i poczuciem fałszu (o co właściwie tam walczymy?). Dzienniki ojca do „jego przyszłych czytelników” są próbą uzasadnienia czyjejś (jego dzieci i jego) przyszłości; chce stworzyć coś, co będzie dokumentem, chociaż dokumentować nie ma co… Świetne opowiadanie o ludziach zamkniętych w ośrodku, w którym eksperymentuje się nad ich zachowaniami dzięki uderza w marzenia o idealnym ładzie, niezmiennie żywe, chociaż jakby mocniej związane z rozwojem technologii. Miotanie się młokosa też pokazuje coś, co nie każdy Amerykanin chciałby widzieć – przemoc, strach, odrzucenie. A to tylko kilka opowiadań z tego zbioru! 

Pełno tu małych i dopracowanych obrazków, które przypominają chwilami lustro, w którym możesz się przejrzeć. Nawet jeśli w paszporcie nie masz trzech „magicznych liter”. Dosadność tego, co przeczytasz u Saundersa może Cię przytłoczyć, ale ma fajny potencjał. Zwłaszcza, jeśli lubisz czasem się zastanowić lub porozważać, o co właściwie chodzi w książkach. A, jeśli spodobała Ci się ostatnia książka E.L. Doctorowa, to ta też Ci podejdzie.

W praktyce 10 grudnia to książka dosyć trudna. Nie zmienia to faktu, że jeśli chcesz się prześlizgnąć przez nią, bez wdawania się w konteksty, to znajdziesz w niej masę dobrej literatury. Może Ci czasem przeszkadzać forma (jak zauważa jeden z bohaterów – rzeczą męską jest jej podkręcanie), ale jeśli przymkniesz na nią oko i wejdziesz w te historie, to przekonasz się, że to naprawdę dobra proza. A może masz ochotę na błyskotliwe zabawy z formą i kontekstami? O… no to chyba już wiesz, jaka będzie kolejna książka, którą przeczytasz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz