niedziela, 31 lipca 2016

Zachar Prilepin - Klasztor



Wspomnienia zsyłki w rosyjskiej literaturze były przez dziesięciolecia tematem tabu. Nawet pierestrojka nie wprowadziła jej w stopniu, w jakim oczekiwaliby badacze historii czy pamięci. Wprawdzie pojawiały się zapiski, jednak trudno było mówić o dobrych literacko opowieściach. Dopiero ostatnie lata – głównie za sprawą memory boomu – sprawiły, że powracają historie dziadków o tym, co działo się z niektórymi z nich w latach 20. i 30. XX wieku. Temat podejmuje w quai-biograficznej opowieści Klasztor Zachar Prilepin.
Jest to książka opasła – niemal 900 stron z aneksem w postaci wspomnień funkcjonariuszki więzienia (o tym za chwilę) potrafi dać czytelnikowi w kość, ale pokazuje zarazem rzeczywistość obozu na Wyspach Sołowieckich w czasach, w których karę odbywali tam zwykli przestępcy, kler oraz biało- i czerwonoarmiści. Ta mieszanka, okraszona okrucieństwem strażników, dawała straszne rezultaty. Nadzorujący i nadzorowani często znali się, służyli w tych samych jednostkach czy razem pili. W łagrze ich relacja przechodziła bolesną metamorfozę. 

Peilepin pokazuje przede wszystkim dramat głównego bohatera, człowieka osadzonego za morderstwo, który próbuje przeżyć pięcioletnią katorgę. Pełen przekrój rot pokazuje systemowe podejście do osadzonych w łagrach sowieckich, a autonomiczność samych Wysp Sołowieckich, położonych na Morzu Białym, umacnia poczucie zamknięcia. Rytm dnia, życie od posiłku do posiłku czy ciągłe nakładanie kar za niewykonanie niemożliwych norm – to tylko kilka elementów nadających tej książce ład. Główny bohater początkowo pracuje przy spławianiu i transporcie pni, jednak dzięki różnym zbiegom okoliczności udaje się mu zmienić miejsce pracy. Poznaje coraz więcej historii ludzkich – przypadkowość zacierania się granicy między osadzonym a nadzorcą jest tu na porządku dziennym. Jest też w tym ładzie miejsce na picie wódki, jedzenie lepszych potraw, domy publiczne i romanse – to właśnie związek z czekistką napędza w dużej mierze tę opowieść i spycha bohatera w różne dziwne miejsca. 

Im bardziej bohater wsiąka w sowiecki system penitencjarny, tym bardziej udziela mu się poczucie odrealnienia. Istotne punkty jego podróży przeplatają się z omamami – z głodu, chłodu i strachu. Najmniej z rzeczywistością, a najwięcej z szaleństwem, ma wspólnego scena spowiedzi zbiorowej w karcerze, kiedy do więźniowie, za namową natchnionego batiuszki, wyznają swoje grzechy. Kolejnym – dziwnym punktem opowieści jest próba ucieczki z wyspy; mimo fiaska przedsięwzięcia trudno jest stwierdzić, czy miała ona w ogóle miejsce.

Opowieść pokazuje realia życia w sowieckiej i – później – radzieckiej Rosji. Proces docierania wnuka do informacji o dziadku, zadawania pytań osobom, które mogły go znać lub wiedzieć o jego istnieniu. Pytań, których bał się mu zadać – czy to z powodu szacunku, czy to strachu. Poszukiwania te pozwoliły mu na dotarcie do szczątków, z których zbudował tę fabularyzowaną historię. Z jednej strony jest tu kluczowa postać przodka i ludzie, których spotkał w łagrze; z drugiej widoczne są w tej opowieści reguły, które eksponowały małość jednostki wobec niezrozumiałej sprawiedliwości kolektywu i władzy. 

Ciekawe jest w książce zastosowanie narzędzi z opowieści przygodowych. Bohater przeżywa w gruncie rzeczy przygody, a gwarantem jego wyjścia nawet z najgorszych opresji pozostaje to, przed rozpoczęciem właściwej opowieści dowiadujemy się, że wyszedł z łagru. Uwalnia to opowieść od suspensu i pozwala skupić się na samych wydarzeniach. Zwłaszcza zamykająca scena eksponuje dramat jednostki pozbawionej mocy sprawczej. 
Nie da się zaprzeczyć, że Klasztor jest dobrą prozą. Pokazuje zarazem, że literatura rosyjska bierze na warsztat tematy poruszane na Zachodzie. Do tego historia ta zaciekawia, pokazuje historię niedopowiedzianą i  nieopowiedzianą w chwili, gdy pozostały po niej już tylko okruszki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz