niedziela, 3 kwietnia 2016

John Steinbeck – Zima naszej goryczy



Obcowanie z dobrą literaturą jest zawsze dobrze spędzonym czasem. Podobnie ma się sprawa ze wznowieniami książek, które przed laty spowodowały pewne poruszenie. Taką książką niewątpliwie jest Zima naszej goryczy Johna Steinbecka. Po jej lekturze nie można się dziwić, że powodem, dla którego otrzymał on w 1962 roku literackiego Nobla była „niezwykła wrażliwość społeczna, przeplatana z poczuciem humoru”.

Sama kanwa powieści przypomina dziewiętnastowieczne powieści tendencyjne. Główny bohater – Ethan Hawley – jest potomkiem uznanego rodu, który przed laty władał sporą częścią miasta. Majątek stracił sam bohater, czy to w wyniku złego zarządzania, czy to przez powojenną inflację. Stał się subiektem w sklepie kolonialnym zarządzanym przez emigranta z Sycylii. Autorowi udaje się uchwycić poczucie wstydu, dotykające Ethana, często podsycane przez jego żonę, świadomą wcześniejszej pozycji męża. Służy to wyciągnięciu na wierzch kompleksów amerykańskich przedmieść i nieoficjalnego podziału ról społecznych. Książka ta jest zarazem lustrem, w którym przejrzeć się może nie tylko mieszkaniec kraju pod „łopoczącym, gwieździstym sztandarem”.

Steinbeck przedstawia zderzenie pozornie silnych kobiet z pozornie słabym mężczyzną; główny bohater jest raz po raz popychany – czy to przez żonę, czy to jej przyjaciółkę – do podjęcia działań mających na celu przewrócenie dawnej pozycji rodziny Hawley’ów. Sam Ethan bardzo dobrze rozgrywa całą sytuację: udaje niezbyt bystrego, pozornie nie podejmuje żadnych działań i skutecznie stawia zasłony dymne, które ukrywają to, co faktycznie robi. Efektem końcowym jest pierwszy krok na drodze do fortuny, który okazuje się jednak zbyt wielkim dla człowieka pamiętającego jeden upadek.

Książka ta podważa idee założycielskie wielu możnych rodów w Stanach Zjednoczonych. Główny bohater śledzi historię swojej rodziny i przekonuje się, że potęga jego rodziny stoi na fundamentach przesiąkniętych krwią. Również on sam pozostaje dwulicowy, mimo pozorów bycia „człowiekiem moralnym”. Takie rozkładanie moralności jest widoczne najlepiej w jego rozmowach z synem: gdy potomek chce napisać pracę na temat swojej miłości do Ameryki Ethan zakazuje mu używania słów wielkich mówców jako własnych. Szokujące dla bohatera jest podejście młodego człowieka do kwestii plagiatu – twierdzi on, że wszyscy tak robią, a gdy osiągną sukces nikt ich z tego nie rozlicza. Sukces bowiem zamyka usta krytykantom; lub umożliwia ich zamknięcie.

Nie bez znaczenia jest również to, że Zima naszej goryczy to książka powstała w latach 60. Był to okres wzmożonej rewizji moralności amerykańskiej – niekoniecznie chcianej i najczęściej bolesnej. Właśnie takiej rewizji dokonał Steinbeck i wielu mu współczesnych (by wspomnieć tylko znakomitą Americanę DeLillo). Moralność mieszczańska okazywała swoją słabość w zetknięciu z młodszym pokoleniem, które wolało porzucić tę teatralność niż grać kolejną rolę w tym spektaklu. Ówczesnym literatom przypadła niewdzięczna rola opatrywania tych zjawisk komentarzami – najlepsi z nich mieli jednak w rękach potężną broń: wprawę w posługiwaniu się piórami. Bo o ile wielu odbiorców mogło wyrażać swoje oburzenie po lekturze, o tyle nie mogli oni odmówić tym obserwacjom znakomitego warsztatu. Wiele w tej książce silnych postaci kobiecych, które pokazują pozorność patriarchatu ówczesnego społeczeństwa. Najsilniejszą konstatacją w tej książce jest jednak stwierdzenie, że jedyną osobą realizującą „prawdziwie amerykański” ideał „od pucybuta do milionera” jest… emigrant z Sycylii.

Z dużą dozą pewności można stwierdzić, że „wielcy współcześni” pisarze amerykańscy – jak chociażby gloryfikowany Franzen – pełnymi garściami czerpali z obserwacji Steinbeckowskich. Warto zajrzeć zatem do archiwum i spotkać się ze świetną prozą amerykańską z okresu przełomu moralnego. Przewodnikiem po niej może być z pewnością John Steinbeck

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz