czwartek, 26 marca 2015

Andrea Camilleri – Owce i pasterz

Prawdziwe wydarzenia bywają bardziej złożone niż nawet najlepsza intryga kryminalna. W tym kierunku zwraca się też znany autor powieści spod znaku zbrodni – Andrea Camilleri. Jego esej historyczny poświęcony jest tajemniczej ofierze, którą złożyły zakonnice w jednym z włoskich klasztorów w 1945 roku.

Samo opisanie wydarzeń związanych z tym wydarzeniem poprzedza fabularyzowany opis postaci biskupa  Giovanniego Battisty Peruzzego, aktywnie działającego na rzecz uwłaszczenia włoskich chłopów. Opisane są również powody dla których dokonano na niego, na szczęście, nieudanego zamachu. Ten faktograficzny zbiór zajmuje niemal połowę niedużej książki i prowadzi do zawiązania akcji. Książka opowiada o niezwykłej ofierze, którą złożyły za życie postrzelonego duchownego zakonnice z jednego z włoskich klasztorów. Dziesięć z nich postanowiło oddać swoje życie jako ofiarę przebłagalną w zamian za powrót do zdrowia cenionego i kochanego przez wiernych biskupa. Co najciekawsze – znalezienie informacji o tym osobliwym wydarzeniu jest bardzo trudne. Autor licznych kryminałów udaje się zatem na poszukiwanie faktów, które pozwoliłyby mu zrozumieć co tak naprawdę stało się, gdy kapłan wracał do siebie po groźnym dla życia postrzale.

Rozwiązywanie tej zagadki stanowi drugą część eseju. Pisarz zestawia ze sobą zebrane fakty, przy czym nie wyłania się z nich obraz, który można by określić mianem klarownego. Tajemnica ofiary okazuje się być niemożliwa do wyjaśnienia czy to z powodu zatarcia jej śladów przez czas (książka powstała w niemal 60 lat po opisanych wydarzeniach), czy przez dziwną zmowę milczenia. Autor poszukuje informacji, lecz znajduje jedynie ich szczątki, które, jak już to zostało powiedziane, niejednokrotnie się wykluczają. Zaczyna on wreszcie składać je w dziwny i niepokojący obraz, w którym krzyżuje się ze sobą źle rozumiana ofiara przebłagalna z niemal pogańskim myśleniem o oddawaniu krwi za krew. Nie jest optymistyczny pejzaż.

Kryminalno nie-kryminalny esej Camilleriego jest trudny do oceny. Jest to z jednej strony tworzy błyskotliwy opis wydarzeń zamierzchłych przedstawiający przede wszystkim powojenną Sycylię i siły, które, kształtowały ją w tamtym okresie. Z drugiej – ogromna ilość pytań kotłujących się w tym tekście pozostaje bez odpowiedzi. Pozycję tę można uznać za próbę podjęcia pewnego, dosyć ważnego dla tożsamości lokalnej, tematu, jednak daje ona odpowiedzi, lecz jedynie zasiewa jeszcze więcej wątpliwości dotyczących wydarzeń sprzed lat.

Przepełniony wtrąceniami prozatorskimi ciąg rozważań Camilleriego przyciąga i pokazuje ogromną pracę, jaką wykonał on przygotowując Owce i pasterza. Pozostawiając wiele niewiadomych daje czytelnikom szansę na udzielenie odpowiedzi o zasadność ofiary, w której dziesięć osób deklaruje oddanie swojego życia w zamian za zdrowie i życie jednej.


środa, 11 marca 2015

Marc Elsberg - Blackout



Co by się stało, gdyby nagle zabrakło prądu? Nie na godzinę, nie na pół dnia, lecz na kilka długich, zimowych wieczorów? Jak długo społeczeństwo mogłoby wytrzymać coś takiej sytuacji? Te pytania, na szczęście – fabularnie – zadał Marc Elsberg i przedstawił swoją wizję ponowoczesnej apokalipsy. 

Głównym bohaterem książki jest włoski informatyk, Pierro Mazano. Poznajemy go przy okazji karambolu spowodowanego awarią sygnalizacji świetlnej. Udaje mu się po niej dotrzeć do domu, gdzie przekonuje się, że brak w nim ogrzewania, wody i, w gruncie rzeczy, jedzenia. Znajduje dosyć szybko przyczynę tego stanu – jego lokum jest pozbawione prądu.  Winowajcą okazuje się niewielki sterownik dopływu prądu. Jako wprawny informatyk, a w przeszłości – haker, sprawia, że jego lodówka ponownie pomrukuje.

Przypadek Mazano nie jest odosobniony. Całe Włochy pogrążyły się tego wieczora
w zimowym mroku – nie działają stacje benzynowe, bankomaty, szpitale funkcjonują tylko dzięki generatorom zapasowym. Problemy te szybko dotykają coraz większe obszary Europy. Początkowo bohater sądzi, że to kolejna awaria prądu i że rano wszystko wróci do normy. Gdy tak się jednak nie dzieje, zaczyna zbierać informacje w internecie. Niestety – nie są one optymistyczne. 

Elsberg przedstawia hipotetyczną historię o szeroko zakrojonym ataku terrorystycznym, którego celem jest sieć energetyczna. Zawiązuje ciekawą intrygę, która od początku trzyma w napięciu i przykuwa czytelnika. Rozwija niejako pomysł wyprzedaży po pożarze, która zaprezentowana została chociażby w Szklanej pułapce 4.0, jednak idzie dalej i nie skupia się tylko na kwestiach ogólnych, lecz pozostawia dużo miejsca na opis problemów dnia codziennego zwykłych ludzi. Udaje mu się to poprzez opisanie losów rodzin postaci związanych z władzami pragnącymi rozwiązać problem. 

Książka ta jest niewątpliwie bardzo dobrze napisana, jednak autor konsekwentnie zawęża pole opisu, jakby stopniowo zaczynało brakować tej książce… cóż – prądu. Ostatnia ćwiartka opowieści traci dynamikę, sprawia wrażenie przygotowanej naprędce. Wiele wątków się urywa lub zostaje zdawkowo uciętych. Szkoda, bo thriller ten mógłby, nawet kosztem rozszerzenia do tysiąca stron (tak, książka ma ich niemal 800), zaprezentować czytelnikom
w pełni doszlifowaną fabułę. Mimo tego – zasiewa ona sporo wątpliwości związanych z siłą bytu określanego mianem Wspólnoty Europejskiej. 

Mimo dosyć optymistycznego zakończenia sporo tu ciekawych myśli. Najważniejsza z nich wiąże się z czymś tak oczywistym jak prąd w gniazdku, od którego uzależniony jest, na dobrą sprawę, cały świat. Brak tego elementu może okazać się niemal „ustrojobójczy”. Autorowi udało się uchwycić siłę potencjalnego niezadowolenia społecznego i poczucie zagrożenia, które nie zapowiada pozytywnego zakończenia. Choć pojawienie się pozytywnego bohatera
o niezwykłych umiejętnościach, który udaje się w podróż i ma swoich sprzymierzeńców oraz zadanie jest zjawiskiem fabularnym znanym od dawien dawna, to pewność pozytywnego zakończenia całej historii nie jest tak niezachwiana, jakby wydawać się mogło. 

Blackout Marc'a Elsberga jest książką nietuzinkową i ciekawą. Pomysł na zabranie prądu Europie i sprawdzenie tego, jak sobie poradzą jej mieszkańcy jest o tyle zuchwały, co ciekawy. Zwłaszcza w dobie rodzącego się wciąż zagrożenia cyberterroryzmem. I chociaż zakończenie może pozostawić nieco do życzenia, to książka ta potrafi wciągnąć.

niedziela, 8 marca 2015

Anais Nin - Dzienniki 1944-1947

Każda odsłona diariuszy Anais Nin przedstawia ją w inny sposób. Zapiski z lat 1944-1947 kreślą postać wrażliwą na innych, ale przede wszystkim skupioną na własnym rozwoju. Ta niezwykła perspektywa pozwala jej samej dostrzec zmiany, jakie dokonały się czy to za sprawą emigracji, czy też formowania się jej stylu literackiego.

Pisarka jest oszczędna w opisach nasyconych emocjami – poświęca dwa zdania wyzwoleniu Francji spod okupacji niemieckiej, lecz na wielu stronach potrafi rozwodzić się nad niesnaskami ze swoim współpracownikiem. Z jednej strony sygnalizuje optykę – ważne dla niej jest to, co codzienne; z drugiej – wielokrotnie odżegnuje się od sentymentów i poczucia straty. Zapiski te zdają się pokazywać Nin jako osobę, która spotyka w końcu „łaskę” – zaczyna, mimo wielu problemów, czerpać satysfakcję ze swojej pracy – czy to jako autorki, czy to jako psychoanalityczki. Pozostaje ona niezwykle krytyczna wobec oby swoich pasji, dzięki czemu udaje się jej wykrystalizować nie tylko styl, ale i samą siebie.

Nowy tom Dzienników Anais Nin jest znakomitą lekturą i świetnym dokumentem opisującym nie tylko brutalną codzienność życia pisarz, ale i emigranta w USA. Łączy przy tym dosadność opisu przeżycia, niemal fizycznego, z subtelną afirmacją człowieczeństwa i twórczości.

piątek, 6 marca 2015

Harlan Coben - Tęsknię za tobą

Zbrodnia na randce i śmiertelne uwiedzenie? Autorzy kryminałów wątki te przerobili na wszelkie możliwe sposoby. Rozwój serwisów społecznościowych wyszedł im naprzeciw – umieszczenie zbrodni w zaplątanej sieci połączeń utrudnia dotarcie do zbrodniarza, a zarazem – pozwala na jeszcze lepszą falsyfikację tożsamości. Rzec by można – skłania do… zbrodni. Tak do swojej intrygi podchodzi Harlan Coben w Tęsknię za tobą.

Tytuł jest również cytatem z głównej bohaterki – Kat Donovan, detektyw pracującej w nowojorskiej policji. Tymi słowy zwraca się ona do swego byłego narzeczonego, na którego trafia przypadkiem przez serwis randkowy. Jest ona dosyć (nie)przeciętną użytkowniczką tej usługi – dobija do czterdziestki, jest samotna
i zaczyna się zastanawiać nad potrzebą stabilizacji życiowej. Na serwisie znajduje profil rzeczonego ukochanego i, chcąc, nie chcąc (wszak alkohol czasem uwalnia niektóre emocje), zaczyna rozmowę. Nie jest jednak pewna, czy aby to na pewno on. Ziarno wątpliwości zasiewa w niej od niedawna pełnoletni chłopak, który odwiedza ją na komisariacie i usiłuje przekonać, że jego matka została porwana przez człowieka poznanego za pośrednictwem tego serwisu randkowego. Co najciekawsze – jest to człowiek, który na zdjęciach wygląda niemal jak jej niedoszły małżonek.

Na początku tej opowieści pojawia się też druga nić fabuły – Kat została osierocona przez swego ojca niemal w tym samym momencie, w którym straciła narzeczonego. Rodziciel bohaterki ginie na służbie i wszystkie znaki na niebie i na ziemi wskazują na to, że jego morderca odsiaduje dożywocie. Bohaterce nie daje jednak spokoju fakt, że (rzekomy) mocodawca (skazanego przez sąd) mordercy ojca Kat nigdy nie zlecił uśmiercenia policjanta. Do tego przedśmiertna spowiedź mordercy (wsparta środkami psychoaktywnymi, mającymi na celu rozwiązanie mu języka) ugruntowała w niej przekonanie, że ktoś inny odpowiada za tę zbrodnię.

Obie te straty, na dobrą stratę pełnoletnie (jednak – w USA nie mogłyby kupić alkoholu,
a jedynie broń), wiążą się z ich rówieśnikiem – wspomnianym Brandonem, synem zaginionej Dany Phelps. Coben splata te historie w jedno, jednak trochę niefrasobliwie, co okazuje się dopiero pod koniec książki. Nie da się jednak zaprzeczyć, że dopóki nie próbuje on pogodzić ze sobą nieco paradoksalnych elementów z przeszłości, książka ta sprawia bardzo dobre wrażenie. Wszystkie „straty” rozwijają się ciekawie i czytelnika może wciągnąć ciekawa intryga.

Autor operuje jednak wciąż na klasycznych kalkach fabularnych kryminału. Robi to jednak bardzo sprawnie i zaciekawia pomysłowymi połączeniami. Nawiązuje do obecnego
w świadomości amerykańskiej lęku przed peryferiami (którego owocem jest chociażby seria Hostel) oraz znakomitego Pod skórą Fabera. Rozrzuca przy tym sporo fałszywych tropów fabularnych i nierzadko zmyla czytelników, kierując ich uwagę w taki sposób, by kolejne łączenie się elementów prowadzących do rozwiązania zagadki przedstawia naprawdę ciekawie. To naprawdę rzadka umiejętność, jednak nieco niweczy jej efekty zakończenie.


Tęsknię za tobą jest ciekawym kryminałem, po który warto sięgnąć. Coben nie robi nic porażająco nowego, jednak przetwarza stare wątki bardzo kreatywnie. Historie romansu
i zdrady są bowiem jednymi z najczęściej powielanych w kryminałach, a książka ta dowodzi, że ludzkie emocje są niewyczerpanym źródłem literackich inspiracji. A nowe media idą im tylko w sukurs. 

niedziela, 1 marca 2015

Jonathan Franzen – Dwudzieste siódme miasto

Amerykański sen – kto nie słyszał historii
o pucybucie, który dzięki swojej pracy
i samozaparciu staje się milionerem? Jonathan Franzen dokonuje translacji tej koncepcji na miasto – przedstawia Saint Louis, chylące się ku upadkowi wyimaginowane miasto nie-miasto. Pokazuje w nim ciekawą wizję, która, co najbardziej niepokojące, nie jest odrealniona.

Od początku można odnieść wrażenie, że Dwudzieste siódme miasto jest laboratorium, w którym autor obserwuje funkcjonowanie amerykańskiej megalomanii
i pragnienia władzy. Wyimaginowane Saint Louis  jest dwudziestym siódmym co do wielkości miastem Ameryki, kiedyś dobrze rokującym, którego rozwój zatrzymał się w fazie „jednego z wielu”. Franzen wprowadza postacie, które można utożsamić z napędzającymi przez wiele lat rozwój Ameryki imigrantami. Są to Hindusi (czyli mieszkańcy Indii, jednak nie należy mylić ich z Indianami – to jeden z ironicznych pomysłów w tej książce), którzy chcą przywrócić miastu dawny ład, ale zarazem zyskać na tym jak najwięcej.

Książka pokazuje z jednej strony wykrzywiony obraz jednego z najpotężniejszych państw na świecie – kraju cierpiącego z powodu wypaczenia ideałów stanowiących jego fundament. Pragnienie wielkości, mobilność, duża dynamika zmian – to wszystko sprawiło, że społeczeństwo doszło do bardzo wysokiego stopnia rozwoju, jednak zaczynają generować coraz większą ilość problemów społeczeństwa dążącego do stabilizacji. Tak więc pragnienie wielkości przeradza się w tej powieści w manię niezdrowej rywalizacji, co w połączeniu
z rozpaczliwą potrzebą posiadania mitu założycielskiego i wskazania „miejsca początkowego” rodzi liczne konflikty. Mobilność zaczyna powodować zniechęcenie i pragnienie opuszczenia 27. co do wielkości miasta. Wreszcie duża dynamika zmian zaczyna nie dość że przytłaczać jego mieszkańców, to dodatkowo podsyca poczucie niestabilności i chaos.

Zarazem książka ta pokazuje zagrożenie, jakie może przynieść przesadny pluralizm i zbytnie otwarcie. Autor nie sugeruje zarazem hermetyzacji jako wyjścia z tej sytuacji. Co ciekawe – nie jest to proza moralizująca, lecz raczej pozostawia czytelnikom pod rozwagę kwestie w niej przedstawione. Wprowadza do niej wiele wątków i usadawia mieszkańców opisywanego miasta w roli rdzennych mieszkańców, którzy muszą stawić czoła „wiatrowi ze Wschodu”, który przynosi zmiany i… nowość. Niemal tak samo, jak novum przynieśli ze sobą towarzysze Kolumba.

Dwudzieste siódme miasto jest znakomicie napisane. Prawdą jest obiegowa opinia, że Frazen umie pisać prosto o rzeczach trudnych, dzięki czemu jest zrozumiały i niebywale przystępny. Książka ma nieco rozczłonkowaną fabułę i zmusza czytelnika do ciągłego utrzymywania wzmożonej uwagi. Jednak dzięki tak rozłożystej konstrukcji autorowi udaje się przedstawić złożony obraz wyimaginowanego miasta. Powieść ta przywodzi na myśl Niewidzialne miasta Italo Calvano – podobnie jak dyskutujący bohaterowie tej książki, narrator Franzena przedstawia swoją wizję miasta, które jest zamknięte w ramach opowieści. Z drugiej strony – w swoim pesymizmie i krytyce nawiązuje do Americany DeLillio przedstawiającego wizję amerykańskiego społeczeństwa jako zanurzonego w pozorze i trudnej do zrozumienia dumie. Trudno się oprzeć wrażeniu, że wyimaginowane miasto jest literacką wariacją na temat Detroit – miasta, które padło ofiarą swojej wielkości.


Niedawno wydana książka Jonathana Franzena jest znakomitym przykładem prozy, która traktując o problemach społecznych jest wciąż znakomitą opowieścią. Pisarz zaprasza czytelnika do swojego laboratorium, w którym pokazuje zagrożenia wynikające
z nadużywania mitu założycielskiego i przesadnej wiary we własną potęgę. Zarazem nie oddaje się moralizatorstwu, dzięki czemu nie zraża. Warto czytać tę książkę z uwagą – jej złożoność pokazuje, jak dobrze autor panuje nad stworzonym przez siebie światem.