poniedziałek, 6 lipca 2015

Janusz Anderman – Czarne serca



Pisząc jakiś czas temu o Wiwarium Jarosława Kamińskiego zapowiedziałem drugą prozę, która (w założeniu) podejmuje temat katastrofy smoleńskiej i wydarzeń po niej następujących; książka ta to Czarne serca Janusza Andermana. Autor niemal od początku miesza on w polskim tyglu kontekstów i podtekstów – za głównego bohatera przedstawia czytelnikom francuskiego dziennikarza, z pochodzenia Polaka, który otrzymuje za zadanie napisanie serii reportaży o Warszawie kwietnia 2010 roku. 

Ta „proza rozliczeniowa” składa się w gruncie rzeczy z klasycznej narracji, obszernych ustępów scenariusza filmowego, fragmentów felietonistycznych i wspomnieniowych. Główny wątek fabularny nawiązuje do powrotów po latach – bohater widzi Warszawę po raz pierwszy od dwudziestu lat i chłonie niemal od początku zmiany, jakie w niej zaszły. Traktuje ją od początku jak kobietę po przejściach i przekłada na miasto emocje związane z dawną ukochaną; przeszłość przenika się dla niego z teraźniejszością. Wędruje po mieście w poszukiwaniu śladów teraźniejszości, jednak obraca się wyłącznie w obrębie swojej przeszłości; odwiedza swoje „miejsca pamięci”, o których wolałby zapomnieć – grób partnerki, o której zabicie był oskarżony, miejsca, z którymi był związany. Jego wędrówki po mieście i Krakowskim Przedmieściu zasmucają go – coraz bardziej przekonuje się, że kraj dotknęło jakieś zbiorowe szaleństwo. 

 Rozpamiętując powraca do okresu bezpośrednio po niewyjaśnionej śmierci partnerki i okresu, który spędził w areszcie śledczym i poświęcił na napisanie quasi-autobiograficznego scenariusza filmowego. Czytelnik poznaje ten tekst – jest on włączony w obręb książki i powiększa jej objętość o niemal sto stron. Wpleciony w nią jest też kilkunastostronicowy artykuł bohatera poświęcony wydarzeniom w Warszawie w kwietniu 2010 roku. Nie ukrywam, że w obliczu tych „wtrąceń” podtytuł Powieść może nieco dziwić, chociaż odsyła odbiorców do pewnego zasobu skojarzeń które, podobnie jak  u Zbigniewa Kruszczyńskiego (autora niezwykle inspirujących Szkiców historycznych. Powieści) sygnalizują pewne przełamanie tekstu, jednak realizowane w sposób inny niż tylko wielogatunkowość wewnętrzną. 

Ujęcie w cudzysłów terminu „proza rozliczeniowa” jest zabiegiem celowym. Próba holistycznego opisu przemian, jakie zaszły po 1989 roku w Polsce w formie literackiej jest trudna, zwłaszcza jeśli książka ma mniej niż 300 stron. Tu, mimo starań i licznych zabiegów literackich, tę próbę trudno określić jako udaną. Retrospekcje w formie scenariusza z jednej strony mają przedstawić postać dotkniętą stratą i ukaraną bezpodstawnie; z drugiej – zdają się przedstawiać ujednoliconą i jednoznaczną wizję popadania Polski w niewyjaśnione szaleństwo, którego apogeum bohater obserwuje z hotelowego pokoju górującego nad Krakowskim Przedmieściem. Jednoznaczność jednak nie służy opisowi wydarzeń świeżych, o których pamięć wciąż kotłuje się w tysiącach wypadkowych narracji indywidualnych. Zuchwałość tej próby jest po prostu na wyrost, a ciągłe przeświadczenie bohatera o wyższości nad tłumem – czy to realizowanej fizycznie (wszak obserwuje go z okna), czy moralnie – jest chwilami niesmaczne. 

Nie powiedziałbym, że Czarne serca są stratą czasu. Jest to z pewnością jedna z narracji dotyczących współczesności polskiej, jednak brakuje w niej niemal jakiejkolwiek dozy krytycyzmu. I poza zaserwowaniem czytelnikowi porcji dobrze napisanej literatury, trudno doszukać się w niej czegoś więcej. Autor kontynuuje w niej wprawdzie losy swojego bohatera sprzed lat, jednak to w żaden sposób nie usprawiedliwia zdawkowego i, w gruncie rzeczy – na wyrost, oceniania wciąż „dziejącej” się rzeczywistości. O której niemal każdy wie, że w gruncie rzeczy jest płynna. Trochę jak rzeka, której nie ścięły chłody historii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz