wtorek, 7 kwietnia 2015

Julia Fiedorczuk - Nieważkość



Pisanie o traumie zanurzonej w osobliwy erotyzm przypomina spacer na linie. Zbytnie przechylenie się w którąkolwiek ze stron może być katastrofalne w skutkach. Wielokrotnie  przekonywali się o tym autorzy książek o delikatnym zabarwieniu erotycznym, popadając w śmieszność. Rację ma Bieńczyk twierdząc, że język polski nie sprzyja pisarzom opiewającym alkowę. Julii Fiedorczuk w Nieważkości udaje się pułapce uniknąć tej pułapki, jednak, jak się okazuje, nie udaje się jej utrzymać wysokiego poziomu prozy do końca.

Opowieść otwiera scena ni to gwałtu, ni to wymuszonego współżycia. Cóż – można i tak. Na szczęście jest to tylko element jednej z opowieści o trzech kobietach; aspirującej Zuzannie (która spotyka swego starca), poszukującej spokoju Helenie i bezdomnej Ewie, która sprawia wrażenie najbardziej spełnionej, mimo (czy też – dzięki) szaleństwu. Kobiety te łączy przeszłość, która splotła ich losy, a zarazem odcisnęła na nich piętno. Ich relacja nieco przypomina tę z Rówieśniczek Tubylewicz, jednak wciąż jest to jedynie skojarzenie – funkcjonuje tu ona raczej jako punkt wyjścia, niźli punkt docelowy opowieści. Autorka pisze o kobietach, jednak stara się traktować je przede wszystkim w kategorii osoby, a nie przedstawicielki konkretnej płci (by rzec w języku Szekspira – like a human beings), co wielokrotnie zasygnalizowała w swojej wcześniejszej twórczości prozatorskiej.

Głównym celem każdej z bohaterek jest znalezienie elementu stałego w życiu. Zuzanna szuka spokoju w pracy, jednak trudno nie dostrzec w niej pokłosia niemal Schultzowskiej nie-obecności ojca i poszukiwania mężczyzny, który nie dość, że stanie się dla niej ostoją, to dodatkowo wprowadzi w dojrzałość – również erotyczną. Helena nie może znaleźć złotego środka między relacją z umierającą matką a swoją własną rodziną, przez co wciąż  towarzyszy jej poczucie rozbicia. Wreszcie Ewa – kobieta z niejasną przeszłością, kiedyś silna – w książce jest słaba szaleństwem przez swój alkoholizm i szaleństwo.

Te portrety bohaterek, mimo że bardzo kreatywnie eksploatujące wątek młodej yuppie, „matki Polki” i jurodivej, mocno zakorzeniają się w tradycji literackiej i kontekstowej. Prowadzi to do dosyć klasycznego upupienia, które też porcjuje sympatie i antypatie czytelnika. Mimo tego dobrze udaje się autorce uchwycić moment zawiązania się relacji bohaterek z innymi ludźmi, na które rzutują ich młodość i środowiska z jakich wyrastają. Wyzyskuje go ciekawie, jednak wciąż pozostawia swoje bohaterki w obszarze rażącej nieco oczywistości. Najwięcej czasu poświęca Zuzannie, przez co historie dwóch pozostałych bohaterek zdają się stanowić jedynie tło dla jej postaci. Podkreśla to też sytuując ją w najciekawszych lokalizacjach – może ona doświadczyć przemiany w nieco orientalnym rejonie Morza Śródziemnego, co też plasuje ją jako nieco lepszą, nie tylko ze względu na pochodzenie.

Tytułowa „nieważkość” rzuca te kobiety w różne rejestry i miejsca, jednak elementem kluczowym dla każdej z nich jest „zetknięcie z ziemią”, które wytrąca je ze stanu dziwnej bezwolności. Każda z nich ma swój własny moment, jednak nie zawsze jest to w pełni przekonujące. Każda z nich jest jak Pastereczka z Mickiewiczowskich Dziadów – musi dotknąć ziemi by spotkać się z łaską. I mimo że to spotkanie nadchodzi, to nie zawsze jest ono autentyczne.

Nieważkość Julii Fiedorczuk to proza ciekawa, w której udaje się uchwycić erotyzm i liczne obrzędy przejścia młodych kobiet, jednak nie można się oprzeć wrażeniu, że na rozwinięcie wielu wątków (lub na ich efektowniejsze wykończenie) zabrakło pary. Jest to książka minimalistyczna, bardzo liryczna w warstwie opisowej; charakteryzuje się rzadko spotykaną delikatnością narracji, jednak można odnieść wrażenie, że czasem brakuje jej zbalansowania i dosadności. Jest dosyć oniryczna, jednak konieczność odrodzenia się każdej z bohaterek wymagałaby jednak zimnego prysznica rzeczywistości, który tutaj jest raptem letnim, ciepłym deszczem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz