czwartek, 22 maja 2014

Alexandra Styron - Oczami córki



Biografie wypada pisać po śmierci ich bohatera. Ta klauzula otwiera archiwa, a zamyka twór, jakim było życie – zwłaszcza twórcze. Jedna z najważniejszych biografii na polskim rynku – opowieść Andrzeja Franaszka o Czesławie Miłoszu, mogła powstać i w pełni wybrzmieć dopiero po przejściu Noblisty na tamten świat. Podobnie sprawa się ma z Williamem Styronem, jednym z najważniejszych pisarzy amerykańskich XX wieku, którego dorobek i postać sportretowała jego córka – Alexandra. Udało jej się stworzyć osobistą opowieść o ojcu – człowieku trudnym, szarganym atakami depresji i problemami z używkami – która jest świetnym podsumowaniem jego dorobku, ale też i nowym, uzupełniającym go tekstem.
Autorka zaczyna swą opowieść w chwili śmierci ojca – punktem wyjścia jest powrót z jego pogrzebu, otwarcie testamentu i porządkowanie notatek. Ten ostatni element przedstawia ona jako mający największy wpływ na powstanie książki. W pudłach odnajduje ona dzienniki, niepublikowane zapiski ojca, ale i odpowiedź na wiele niewiadomych, które pojawiły się zarówno w czasie życia pod jednym dachem, jak i czasie jej dorosłości. Portretuje Styrona na tle szczególnej epoki buntu i lęku, pokazuje go jako osobę przepełnioną obawami przed przyszłością, ale zarazem dokonującą codziennie niemal heroicznego aktu podjęcia pracy i w miarę normalnego funkcjonowania. Opisując atmosferę domu podpiera się jego zapiskami, które dopowiadają to, czego autocenzura nie pozwoliła mu zamieścić w Esejach o depresji czy w Hawany w Camelocie.
Książka ta nie skupia się jednak wyłącznie na postaci pisarza; dużo w niej samej autorki – przez swój pryzmat opisuje ona wiele zachowań ojca. Tekst ten stanowi również ciekawy dokument czasów, w których przyszło żyć rodzinie Styronów. Przedstawia towarzyskie uwikłania, losy młodego pisarza, który stał się, dzięki swojemu talentowi i pracy, niejako self-made manem. Dozuje złe wspomnienia na rzecz stworzenia pośmiertnego monumentu, który wprawdzie posiada pewne pęknięcia, jednak ma wpasowywać się w legendę jej ojca. Sygnalizuje powstanie wielu utworów, do tej pory nieopublikowanych, a które były mocnymi akcentami w jego pracy twórczej. Przedstawia zmagania z krytyką literacką, wrażliwość na nią staje się papierkiem lakmusowym, który pokazuje zbliżanie się Williama do niebezpiecznej czarnej toni melancholii. Nie dokonuje przy tym aktu martyrologizacji ojca – pokazuje ważnych ludzi z jego otoczenia, którzy, na tyle, na ile mogli, starali się mu pomóc w wyjściu ze stanu bliskiego załamaniu.
Oczami córki autorstwa Alexandry Styron jest znakomitym tekstem, który przedstawia drugą stronę zwierciadła, jakim jest niemal każda twórczość; pokazuje, na podstawie dzienników i osobistych doświadczeń, co kryje się pod srebrem autocenzury autorskiej pisarza, którego eseistyczne ja dopuściło czytelników do niektórych obszarów życia, jednak pozostawiło przy tym więcej znaków zapytania niż odpowiedzi. Styron jest taką odpowiedzią; jak łatwo się domyślić – niepełną, jednak na tyle ważną, że dopuszcza ona odbiorców tekstów amerykańskiego prozaika bliżej niż on sam tego dokonał za swego życia.

wtorek, 20 maja 2014

Timur Vermes - On wrócił



Postaci historyczne mają to do siebie, że przechodzą do popkultury. Ich uproszczone wersje często zyskują dużo większą popularność, niż zapisane na kartach historii sylwetki. To przeniesienie, bohaterów przeszłości, najczęściej kontrowersyjnych, do świata kultury popularnej skutkować może z jednej strony licznymi uproszczeniami i przeinaczeniami, a z drugiej – rodzić interesujący potencjał, nie tylko dydaktyczny. Jednak, jak to w Zielonej mili stwierdził King, czy nie śmiejemy się z tego, czego boimy się najbardziej?
Opisania postaci ważnych podejmowało się już wielu: Piłsudzkiego, odpowiednio zawoalowanego, opisał Kaden-Bandowski, „Ognia” niedawno przeniósł na karty książki Łukasz Orbitowski. Od kilku lat można było oczekiwać opowieści o człowieku z charakterystycznym, acz złowieszczym wąsikiem – Adolfie Hitlerze. Taką książkę przedstawia niemiecki pisarz Timur Vermes.
Mamy zatem dosyć ciekawą scenę: we współczesnym Berlinie, w okolicy Voßstraße 6, przy której do 1949 znajdował się budynek kancelarii III Rzeszy, budzi się odziany w wojskowy mundur mężczyzna z oszczędnym zarostem. I charakterystyczną fryzurą. Jak łatwo się domyślić (okładka przygotowana przez polskiego wydawcę książki nie pozostawia wątpliwości), mężczyzną tym jest Adolf Hitler. W wyniku zbiegu niewyjaśnionych okoliczności powraca on do życia w kilkadziesiąt lat po swojej (rzekomej) śmierci. Co prawda jego odzienie trąca benzyną, a pamięć i orientacja w przestrzeni (geograficznej jak i geopolitycznej) są nieco zaburzone, to jednak udaje się on na podbój świata – wszak to rozeznał przed laty jako swoje powołanie. Poznaje wpierw kioskarza, który mając go za delikatnie szalonego, pozwala mu nocować w swoim kiosku. W wyniku wielu zabawnych komplikacji główny bohater trafia wreszcie do telewizji… Jednak nikt nie bierze go na poważnie.
Powieść Vermesa jest symptomatyczna dla zmiany narracji dotyczącej historii, a która dokonuje się współcześnie w Niemczech i na świecie. Kiedy do kin trafił Upadek stało się jasne, że człowiek uważany za jednego z największych zbrodniarzy w historii jest u progu wejścia do popkultury. W wyniku zapośredniczenia jego postaci poprzez narrację filmową dokonała się zmiana postrzegania go, która połączyła się ze zmianą spojrzenia na lata 1919-1945, a w szczególności – 1933-1945 w kulturze. Dostrzec można niepokojące przewartościowanie: ważniejszą od napisu na bramie w obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu stała się postać Sophie Sholl i opozycyjna organizacja „Biała Róża”. Sprzyja temu atmosfera oswajania demonów przeszłości, które przestają straszyć, ale oprawione w odpowiednie ramy zaczynają bawić. Postać ostatniego kanclerza III Rzeszy staje się pożywką dla kolejnych komików, a rozmaite wariacje na temat sławnej sceny z Upadku pozwalają w internetowym hydeparku na włożenie w usta Hitlera słów pełnych dezaprobaty wobec współczesnej, niemieckiej sceny metalowej. Właśnie na tych nastrojach zdaje się pogrywać skutecznie Vermes – stawia on przy tym kłopotliwe pytanie, które przychodzi niemal jak paskudna czkawka po ataku śmiechu: czy aby na pewno oswajanie widm przeszłości jest bezpieczne? Czy ich rolą nie jest pozostawanie w tle, ale zarazem budzenie pewnego niepokoju? Przedstawia on hipotetyczną sytuację, w której dawny demon pojawia się niepodzianie, niemal jak tygrys bijący się ogonem po bokach, ale nie budzi przerażenia. Zamiast tego saje się błaznem i nie obowiązują go żadne reguły, mimo że jako jedyny mówi prawdę. Co ciekawe – autor (parający się przed laty ghost wrightingiem) podejmuje temat trudny, a zarazem pokazuje zbyt daleko idące oswojenie przeszłości. Przeszłości, która może powrócić w najmniej spodziewanym momencie, wraz ze wszelkimi swoimi konsekwencjami. Autor bawi, ale też pozostawia ziarno niepokoju; rozśmiesza, ale zarazem budzi niepokój.
On wrócił jest książką prześmiewczą, jednak podszytą obawą przed powrotem przeszłości. Jej autorowi, poprzez opisanie postaci Adolfa Hitlera usiłującego odnaleźć się w XXI wieku, udaje się uchwycić problem zbytniego oswajania przeszłości i idącego za nią zbytniego upraszczania i przeinaczania jej. Czy zatem historia magistra vita est?
                                                                                          

sobota, 3 maja 2014

Anais Nin – Delta Wenus

Jak można mówić o tekstach pisanych na zamówienie? Chałtura, pańszczyzna czy praca zarobkowa? W świadomości odbiorców utarło się, że twórca musi działać w przypływie natchnienia i dopiero owoce takich prac mogą być uznane za twórczość, a wszystko inne zasługuje jedynie na miano tworu pozbawionego tchnienia geniuszu. Zatem jak podejść do zbioru erotyków napisanych na zlecenie? Jak się w tej dosyć szczególnej niszy znajduje twórczość Anais Nin?
Nie da się zaprzeczyć, że dzięki zbiorowi opowiadań zebranych w zbiorze Delta Wenus francuska autorka i aktywistka zaistniała w literackim świecie. Mimo wykonania pozornie rzemieślniczej pracy przedstawiła ona w historiach różne typy relacji – uwikłanych w cielesność i seksualność, lecz posiadających niezwykle ciekawy rodowód. Udało jej się bowiem wyjść poza utarte przez męską erotykę szlaki i przedstawić nie mniej istotny, zmysłowy (z wyłączeniem rubaszności) charakter tego typu utworów. Autorce udaje się uchwycić ten moment, w którym erotyka może stać się sztuką bez popadania w śmieszność – nie jest to sztuka łatwa, o czym przekonują się (boleśnie) polscy pisarze spod znaku patelni i alkowy.
Zbiór ten otwiera obszerny ustęp wzięty z zapisków autorki pochodzący z 1941 roku, w którym czytelnik poznaje trudną sytuację, w jakiej znalazła się autorka oraz jej partner, Henry James, w kilkanaście miesięcy po przymusowej przeprowadzce do Ameryki – kraju, w którym (za sprawą swoich lewicowych sympatii) byli nękani przez cenzurę i dotknięci ostracyzmem. Pokazuje on z jednej strony dramat osoby zmuszonej do sprzedawania swojego talentu za dolara od strony, a z drugiej wskazuje przemianę dokonującą się w podmiocie twórczym, której efektem jest wykorzystanie tej kłopotliwej sytuacji do poprawy własnego warsztatu.
Pisarka wykorzystuje swoje kompetencje humanistki – wplata w utwory o pozornie jednoznacznej treści wiele melancholii i wątków filozoficznych; stawia w nich pytania o kwestię czystości intencji oraz o zasadność metody celu uświęcającego środki. Opisuje przy tym dramaty osób porzuconych, niemogących się odnaleźć w ramach kulturowych, w których zmuszeni są egzystować. Więcej w tych opowiadaniach jest miłości niż erotyki – większy nacisk autorka kładzie na kontekst niż na samą istotę erotyki, jaką jest niewątpliwie atmosfera alkowy. W utworach wiele jest seksu i sensualności, jednak trudno doszukać się w opisach narratorki (narratorów) oceny postępowania – konkretne postaci są wysłuchane, a nie odpytane. Ta subtelna różnica pozwala jeszcze lepiej wychwycić jednostkowe dramaty związane nie tylko miłością, ale przede wszystkim brakiem akceptacji dla niej.
O ile sama Delta Wenus jest utworem o niepodważalnej wadze i wartości, o tyle zestawiona z twórczością Colette, a w szczególności z, niemal kulturowym utworem tej francuskiej pisarki i skandalistki, Czyste, nieczyste, pokazuje nowe oblicze zbioru opowiadań Nin. Pomijając kwestię literackości utworu pisarki emigracyjnej i dziennikarskiego zacięcia autorki sagi o Klaudynie, widać różne podejście do dramatu jednostkowego. Colette zdarza się opisywać sytuacje na wyrost, wiele w niej napawania się samą atmosferą bohemy paryskiej, przy czym nie stroni ona od oceniania poczynań swoich bohaterów/rozmówców/obserwowanych/współbiesiadników, które realizuje się poprzez deklarację własnego zachowania. Już samo umieszczenie narratorki, która może być łączona z postacią autorki, sprawia, że dramaty osób, które nie czują się dobrze w swoim ciele lub dopuszczają się miłości, na którą nie ma przyzwolenia społecznego, przestają być tak transparentne, a stają się kolejnymi przypadkami opisanymi i, poniekąd, ocenionymi. Takiej praktyki nie można dostrzec w pisarstwie Nin – daje ona swoim postaciom przestrzeń do wypowiedzenia się, nie skupia się na błyskotliwej otoczce zepsucia, która mogłaby przyciągać anonimowych zleceniodawców z purytańskiego kraju, lecz przedstawia sytuacje niejednoznaczne moralnie. Jej bohaterowie wymykają się prostemu określeniu, czego, niestety, nie można powiedzieć o sylwetkach postaci nakreślonych (lub odtworzonych) przez Colette. Zestawienie tych dwóch utworów zdaje się rozgrywać na osi humanistka-skandalistka, przy czym żadna z tych próz nie jest jednoznacznie jakaś lub dla kogoś. Czyste, nieczyste wciąga w atmosferę bohemicznego Paryża przełomu wieków, podczas gdy Delta Wenus skupia się na konkretnych przypadkach i stara się dostrzec element, który popchnął jej bohaterów do podjęcia takich, a nie innych decyzji.
Najbardziej znany zbiór utworów Anais Nin nie jest, wbrew pozorom, zbiorem łatwym. Pod osłoną erotyki kotłuje się w poszczególnych tekstach pytanie o podmiotowość, przesłanki i dylematy moralne. Jej bohaterki i bohaterowie nie są postaciami jednoznacznymi, a zanurzając ich rozważania w kontekst myśli humanistycznej pisarce udało się uchwycić uniwersalny problem miłości – nie zawsze grzesznej.