środa, 6 sierpnia 2014

Florian Illeis - 1913. Rok przed burzą



Historia zdaje się być jak rzeka – zdarza jej się płynąć powoli i równomiernie rozlewać się w korycie; te momenty mogą sprzyjać melancholikom i miłośnikom spokoju. Każda rzeka czasem przyspiesza: pojawiają się katarakty, wiry i miejsca, w których nurt pędzi szybciej. To takie miejsca najczęściej zyskują sławę i przyciągają uwagę – pokonanie trudności, które te odcinki przynoszą staje się powodem do dumy. Historia XX wieku jest usiana kataraktami, jednak wiele w niej chwil spokoju. Rzadko pamięta się o chwilach, które były w „międzyczasie”, a najbardziej pokrzywdzone zdają się lata poprzedzające wielkie wydarzenia historyczne. A to właśnie one, po głębszym namyśle, są ważniejsze od tych kluczowych: to w nich formowały się siły, które doprowadziły do przełomu. Pierwszą datą, uznawaną za umowną klauzulę rozpoczynającą miniony wiek, jest rok rozpoczęcia Wielkiej Wojny – 1914. Co działo się w 1913 roku? Na to pytanie chce odpowiedzieć Florian Illies w swojej narracji 1913.
Sformułowanie narracja bardzo dobrze pasuje do tej książki-eseju. Autor opowiada o postaciach historycznych, przechadza się z nimi po ulicach, zagląda do pracowni, obserwuje problemy, z jakimi się borykają. Tworzy opowieść i tą opowieścią raczy czytelników – przedstawia swoją wizję jednego z „wielkich zapomnianych” – roku poprzedzającego wojnę. Spogląda jednak nań z perspektywy bardziej kulturalnej niż geopolityczno-militarnej: przedstawia postaci istotne dla dorobku artystycznego i naukowego dwudziestolecia, które swoje talenty szlifowały jeszcze w „starych czasach”. Illies stawia w swojej książce pomnik epoce, która już dogorywała, i na której zgliszczach mieli niebawem budować ci, których ta kultura traktowała z dystansem. Nie wartościuje nowego i starego, lecz pokazuje przemiany jako swego rodzaju zmianę warty.
Mimo pozornie lekkiego stylu, który estetycznie przypomina przewrotną twórczość Jeana Echenoza, jest to książka o wyraźnie zarysowanym zacięciu merytorycznym – spotykają się w niej naukowość z publicystyką, przez co pozycja ta staje się znakomitym wyborem dla osób, które poszukują ciekawej lektury popularnonaukowej. Może ona służyć również jako materiał do prowadzenia lekcji z zakresu historii co, moim zdaniem, jest w stanie znacząco poszerzyć materiał dydaktyczny o ciekawe ujęcie suchych faktów serwowanych w podręczniku. Co ważne – w 1913 spotykają się ze sobą historia wielka z małą; to przecięcie zdaje się być najistotniejsze dla autora, gdyż dzięki niemu książka ta wciąga.
Po 1913 sięgnąć warto – z pewnością. Pasjonaci historii znajdą w niej sporo ciekawostek, a osoby poszukujące dobrej lektury również nie będą rozczarowane. Jest to bardzo ciekawy tekst opisujący zjawiska z mniej znanych obszarów pamięci społecznej (terminu ukutego przez Pierre’a Nora’ę), które pokazują, że poza wielkimi faktami i wydarzeniami toczyło się życie: kulturalne, intelektualne, ale i takie ukierunkowane na… przeżycie. O tym zawsze warto pamiętać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz