Historia
zdaje się być jak rzeka – zdarza jej się płynąć powoli i równomiernie rozlewać
się w korycie; te momenty mogą sprzyjać melancholikom i miłośnikom spokoju.
Każda rzeka czasem przyspiesza: pojawiają się katarakty, wiry i miejsca, w
których nurt pędzi szybciej. To takie miejsca najczęściej zyskują sławę i
przyciągają uwagę – pokonanie trudności, które te odcinki przynoszą staje się
powodem do dumy. Historia XX wieku jest usiana kataraktami, jednak wiele w niej
chwil spokoju. Rzadko pamięta się o chwilach, które były w „międzyczasie”, a
najbardziej pokrzywdzone zdają się lata poprzedzające wielkie wydarzenia
historyczne. A to właśnie one, po głębszym namyśle, są ważniejsze od tych
kluczowych: to w nich formowały się siły, które doprowadziły do przełomu.
Pierwszą datą, uznawaną za umowną klauzulę rozpoczynającą miniony wiek, jest
rok rozpoczęcia Wielkiej Wojny – 1914. Co działo się w 1913 roku? Na to pytanie
chce odpowiedzieć Florian Illies w swojej narracji 1913.
Sformułowanie narracja
bardzo dobrze pasuje do tej książki-eseju. Autor opowiada o postaciach historycznych, przechadza się z nimi po
ulicach, zagląda do pracowni, obserwuje problemy, z jakimi się borykają. Tworzy
opowieść i tą opowieścią raczy czytelników – przedstawia swoją wizję jednego z
„wielkich zapomnianych” – roku poprzedzającego wojnę. Spogląda jednak nań z
perspektywy bardziej kulturalnej niż geopolityczno-militarnej: przedstawia
postaci istotne dla dorobku artystycznego i naukowego dwudziestolecia, które
swoje talenty szlifowały jeszcze w „starych czasach”. Illies stawia w swojej
książce pomnik epoce, która już dogorywała, i na której zgliszczach mieli
niebawem budować ci, których ta kultura traktowała z dystansem. Nie wartościuje
nowego i starego, lecz pokazuje przemiany jako swego rodzaju zmianę warty.
Mimo pozornie lekkiego stylu, który estetycznie przypomina
przewrotną twórczość Jeana Echenoza, jest to książka o wyraźnie zarysowanym
zacięciu merytorycznym – spotykają się w niej naukowość z publicystyką, przez
co pozycja ta staje się znakomitym wyborem dla osób, które poszukują ciekawej
lektury popularnonaukowej. Może ona służyć również jako materiał do prowadzenia
lekcji z zakresu historii co, moim zdaniem, jest w stanie znacząco poszerzyć
materiał dydaktyczny o ciekawe ujęcie suchych faktów serwowanych w podręczniku.
Co ważne – w 1913 spotykają się ze
sobą historia wielka z małą; to przecięcie zdaje się być najistotniejsze dla
autora, gdyż dzięki niemu książka ta wciąga.
Po 1913 sięgnąć
warto – z pewnością. Pasjonaci historii znajdą w niej sporo ciekawostek, a
osoby poszukujące dobrej lektury również nie będą rozczarowane. Jest to bardzo
ciekawy tekst opisujący zjawiska z mniej znanych obszarów pamięci społecznej
(terminu ukutego przez Pierre’a Nora’ę), które pokazują, że poza wielkimi
faktami i wydarzeniami toczyło się życie: kulturalne, intelektualne, ale i
takie ukierunkowane na… przeżycie. O tym zawsze warto pamiętać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz