środa, 18 czerwca 2014

Agnieszka Drotkiewicz – Nieszpory



Tworzenie opowieści jednostkowych nie jest łatwe.  Wybranie odpowiedniej postaci, utrzymanie konsekwencji opowieści, a przy tym nie wpadanie w moralizatorstwo zmuszają wielu autorów do uproszczeń i łatania narracji za pomocą niezbyt trafionych zabiegów. Czy w dobie nadmiaru słów esencjalizm jest drogą wyjścia?
Książkę rozpoczyna historia kobiety zagubionej – pozbawionej pewników, zawieszonej na ażurowej sieci znaczeń i fasadowości, która uświadamia sobie na przednówku wejścia w okres późnej dojrzałości, że jest sama, przy czym czuje się ona w tym zawieszeniu dobrze. Wybiera fasadowość jako kokon, który pozwala jej przemykać niepostrzeżenie przez świat, zbywać wiele problemów trafnym bonmotem; kokon wzmacniany wielokrotnie przez odpowiednie odzienie, świadczące o statusie i plasujące przyodziewającą je bohaterkę w miejscu dawnej artystokracji – ducha i pieniądza. Gdy jednak bohaterka zrzuca z siebie tę osłonę, pokazuje się od drugiej strony –jest słaba i porzucona, jednak nawet leżąc na podłodze i kontemplując strukturę klepki chce zmiany.
Właśnie w takich postaciach lubować lubuje się Drotkiewicz; Nieszpory zdają się nawiązywać do poprzedniej prozy pisarki, Teraz, w którym prezentuje ona niejako szkice postaci, które dojrzawszy w świecie literackim, pojawiły się w tym liczącym niewiele ponad 150 stron poemacie. Pisarka gustuje w obserwowaniu powierzchowności i fasad, które chronią pustkę przed oceną. Każda z jej bohaterek boi się łatki, uciekają przez gębą staropanieństwa, jednak wciąż rozpaczliwie poszukują kogoś, kto rozwieje ich obawy. Gdy jednak dochodzi do zetknięcia się z szansą nie mogą wyjść ze swojej roli mocnych i niezależnych, przez co umyka im szansa na spełnienia marzeń.
Ta chorobliwa niezależność, zawsze odkupywana ogromnym kosztem, jest kamieniem młyńskim u szyi każdej z opisywanych bohaterek. Ranią one same siebie, jednak nie potrafią inaczej. Tworzą patologiczną, pełną autoagresji relację ze swoimi pragnieniami i własnym rozsądkiem; zachowanie pozorów odkupują spacerem po linie nad morzem bezkształtnej masy złowrogiej melancholii. Mimo młodego wieku są wypalone, jedną z metod przeżycia jest dla nich sięganie po ciężkie, czerwone wino.
Agnieszka Drotkiewicz pokazuje, że tworzenie i używanie języka z pogranicza poezji i prozy może stać się użyteczne w utworze, który ma znamiona poematu. Zderza ona przegadanie stereotypów wieku średniego i poczucia przedwczesnego wypalenia zawodowego z jednostkowymi przykładami tego stanu. Udaje się jej zamknąć w minimalistycznych opisach wiele treści i emocji, przy czym chwyta ona w dwóch-trzech słowach piękno i smutek scen, które przegadane stałyby się zgniecionym w rękach słowotoku motylami. Formalny zwrot w stronę poezji (która, jak wiadomo, ma mniej liter w porównaniu do prozy, ale litery te, po ułożeniu w słowa, domagają się więcej uwagi niż potoki narracji) służy tej opowieści – przegadanie jej odebrałoby siłę oddziaływania, którą zachowuje przy swojej wielogłosowości i wieloznaczności, jakie dają tej prozie mocno nakreślone postacie. Wspomniane zmniejszanie ilości liter w książce poskutkowało pozostawieniem przestrzeni dla samych bohaterów – w miejscach niedopowiedzeń, jakie pozostawia narrator, pojawiają się skojarzenia i wydarzenia oparte o niebywale sugestywną opowieść. Ta przestrzeń wyklucza moralizatorstwo, o jakie łatwo przy opisie postaci, które nie potrafią (albo i nie chcą) dopasować się do idealnego ładu, jakim zdaje się być segment na przedmieściu i dwójka dzieci. Autorka nie traktuje swoich postaci instrumentalnie, lecz chwyta subiektywizm jako coś, co zabezpiecza jej bohaterowie  przed jednoznaczną oceną. Wymykają się oni (wszak jest tu też partner matki jednej z bohaterek) jakiejkolwiek jednoznacznej klasyfikacji, a przez to otwierają nowe obszary znaczeń.
Nowej prozie Drotkiewicz bliżej do Nocnych zwierząt Patrycji Pustkowiak, niż do Znaków szczególnych Pauliny Wilk. Z pierwszą łączy ją ciągłe wrażenie szamotania się wewnątrz formy osobowości bohaterek; z drugą – opis pewnej grupy pokoleniowej (trzydziestolatki, z dużego ośrodka miejskiego, wyzbytenadziei), jednak bez obciążania moralizatorstwem, które przyświeca ostatniemu esejowi autorki książek dla najmłodszych. Zarazem należy pamiętać, że wymyka się ona jednoznacznej klasyfikacji i to właśnie określenie poemat zdaje się oddawać istotę formy tej książki – w licznych nawiązaniach do dynamiki i warstwy tekstowej poezji Nieszpory są książką muzyczną i kunsztownie skomponowaną, przez co skłania do ponownej lektury. Nie tylko za sprawą swojej objętości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz