poniedziałek, 10 lutego 2014

Jerzy Pilch - Drugi dziennik



Zapiski cenionych autorów są traktowane jako istotne dopowiedzenie do ich twórczości. Trudno je traktować jako niezależne zjawisko literackie, w którym autor może pokazywać z jednej strony nowe obszary ich twórczości, a z drugiej – przedstawiać pisarza/dziennikarza jako podmiot myślący. Taki jest nowy tom Dzienników Jerzego Pilcha.
Prezentowane przez Wydawnictwo Literackie zapisy były już publikowane w „Tygodniku Powszechnym”; to dopowiedzenie uważam za niezbędne, gdyż większość z tych fragmentów, w przeciwieństwie do Książki twarzy Marka Bieńczyka, nie była przeredagowywana. Jak deklaruje sam autor – poddał się autocenzurze i wykreślił niektóre mniej chlubne ustępy. Zaletą tego tomu jest dostarczenie czytelnikom nie tyle co suplementu, lecz autonomicznego tekstu, wolnego od otoczenia artykułów  wspomnianego czasopisma. Zachowanie chronologii zapisów i wyraźna ciągłość, trudna do uchwycenia w przypadku pisma, którego egzemplarz czasem może zaginąć, dają czytelnikowi rzadką okazję po temu, by odtworzyć (kontrolowany) tok rozumowania autora Pod mocnym aniołem.
Nowy tom zapisków Pilchowych jest bardziej zmaganiem się z lekturami niż z chorobą. Pełno w nim postaci z najważniejszych dzieł literatury światowej i sporów autora z nimi, lecz niewiele Jerzego Pilcha zakorzenionego w otoczce medialnej. Pojawiają się liczne, acz ironiczne wzmianki o chorobach autora, fragmenty pokazujące zyskiwanie świadomości siebie, lecz wszystko to zanurzone jest głęboko w intelektualnym sosie. Nie ma tu rozwodzenia się nad sobą ani biadolenia nad złym stanem koordynacji oko-ręka. Autor naśmiewa się z kulturowego przeżywania choroby, a sam podchodzi do niej z zadziwiającą spolegliwością; tworzy liczne hipotezy siebie i dalszych dróg rozwoju choroby, a zarazem próbuje zrozumieć zmiany, które zachodzą w jego życiu.
Nie bez znaczenia jest również zdjęcie na okładce: Pilch trzyma w ręku papierosa, dym unosi się prosto ku górze – pochodzi ono z archiwów, jednak jego obecność zdaje się być kolejnym tropem. Autor jest wprawdzie chory, ale jego umysł pracuje dobrze i to na pracy umysłu, a nie narzędzi, za pomocą których przekazywane są te treści, odbiorca powinien się skupić. Zgadza się to z wrażeniem intelektualności książki – wspomniane spory z innymi pisarzami można odczytywać autobiograficznie, jednak jest to w gruncie rzeczy książka o swobodzie lektury i próbie wyjścia poza jednorazowe spotkanie z tekstem. Z perspektywy swojej samotni na warszawskiej Hożej pisze o tym, co go fascynuje, ciekawi i bulwersuje. Jest złośliwy, samokrytyczny i bezlitosny – czy to dla siebie, czy to dla innych. Prezentuje zarazem rzadki rodzaj świadomości twórczej, w której nie ma miejsca na przerost ego; paradoksalnie – coś, co nazwać można kreacją autorską występuje tu w formie zanegowanej: unika martyrolgizacji choroby, traktuje ją jako coś nowego, ale nie decydującego o życiu. Wielokrotnie fragmenty tego zbioru schodzą na tematykę osobistą, jednak ważniejszy jest w niniejszej książce Pilch-myśliciel; szanuje czas czytelników, nie szuka sensacji. To rzadkie zjawisko w narażonej na dandyzm formie literackiej, jaką jest dziennik.
Kolejny tom zapisków Jerzego Pilcha pokazuje go jako podmiot myślący i zdystansowany; krytyczny wobec lektur i siebie. Wprawdzie dużo w nim innych, ale w centrum wciąż jest autor – cyniczny, ale pogodzony ze sobą i przeszłością, patrzący z nadzieją w przyszłość. Gdyby tej nadziei nie było, to czemu zaopatrzył się on w klawiaturę z dużymi przyciskami?