wtorek, 8 października 2013

Wiesław Myśliwski - Ostatnie rozdanie

Podchodzenie z należytym szacunkiem w przypadku pisania o znakomitym prozaiku jest zarazem postawą właściwą, jak i nieodpowiednią. Doceniać i szanować dorobek należy, jednak czołobitność nie zawsze jest zalecana – przecież wielu pisarzom zdarzały się wpadki, po których ich renoma pikowała w dół. Nowa proza Wiesława Myśliwskiego powstawała, jak sam mówił, od zera; bez rozpamiętywania sukcesów i napisanych książek. Takie deklarowane „oderwanie się” jest widoczne w samej strukturze powieści. Laureat literackiej Nike wprowadza czytelnika w świat przeszłości swojego bohatera – człowieka trochę anonimowego i odczłowieczonego, a zarazem coraz bardziej ludzkiego. Wszystko obraca się wokół dwóch osi – notatnika adresowego i postaci Marii.
Przyczynkiem do zawiązania się fabuły jest notatnik z kontaktami; główny bohater, którego imienia nie dane jest czytelnikom poznać, opisuje istotę tego przedmiotu – opasłego, niemożliwego do opanowania żywiołu przeszłości. W dosyć oczywisty sposób symbolizuje on dzieje minione bohatera – jest wstydliwym artefaktem, który zarazem konstytuuje podmiotowość; jego zawartość nie chce się poddać ukryciu, wizytówki i kartki rozpychają jego okładki, a poddają się jedynie grubej gumowej opasce zabezpieczającej przed eksplozją.
Powracając wciąż do swojego notatnika, bohater Myśliwskiego rozpamiętuje wydarzenia z przeszłości. Teleportem do wspomnień są nazwiska i adresy – niektóre po trosze zapomniane, inne przepisane automatycznie z notatnika matki; część z nich jest zapomniana, a wiele z nich odsyła do wydarzeń mocno utkwionych w pamięci narratora.
Ten notatnik jest dowodem relacji w których kształtuje się osobowość. Myśliwski nie sięga po auto-opisy bohatera – pozostawia to postaciom żyjącym w świecie książki. To w opowieściach innych kształtuje się postać narratora (Ostatnie rozdanie jest bowiem powieścią z narracją pierwszosobową). Ta relacyjność stanowi jeden z głównych filarów opowieści – wątki, które czytelnik przeczuwa w toku lektury, są w dużej mierze potwierdzane w rozmyślaniach bohatera. Jednak fakt poprzedzenia tego, niejako zapośredniczenia, nadaje tej narracji niepowtarzalny smak.
Anonimowość głównej postaci jest skonstruowana w niezwykle ciekawy sposób – bohater posiada nazwisko (czyli na-zwanie), jednak jest to konstrukcja dla niego obca, nie oddaje jego istoty; w książce ani razu nie pada jego prawdziwe imię. Przez ten sprytny zabieg do czytelnika trafia komunikat: mimo pozorów nie znasz tego człowieka, nie znasz jego imienia, a jedynie przydomek. Bo od przydomków początek swój wzięło wiele nazwisk. Imię jest tu związane z tradycją judaistyczną – znając je można rzec, że zna się człowieka; w opowieści pada wprawdzie imię łączone z jego nazwiskiem, lecz prowadząc po wspomnieniach narrator natychmiast zastrzega, że nie jest to jego imię. Poznaje bohatera przez pryzmat jego relacji, lecz nie ma dostępu do jego istoty.
Przewracając strony notatnika (po ostrożnym odwiedzeniu zabezpieczającej go obręczy) przywołuje kolejne wspomnienia; przychodzą one naturalnie i natychmiastowo – czytelnik może niejednokrotnie nie zauważyć zmiany, jaka dokonuje się w przestrzeni opowieści; przejścia dokonują się niezwykle płynnie. Rzadko któremu pisarzowi udaje się tak upoić czytelnika słowami by ten nie spostrzegł zabiegów kierujących opowieścią. Tu – jest to niemal powszechne.
Wspomniana podmiotowość bohatera jest skutecznie zaburzana przez niego samego – jego wykorzenienie, obawa przed stabilizacją i ciągłe widmo wypalenia (miejscem, ludźmi, pracą) zmuszają do formy ciekawego nomadyzmu. Narrator/bohater jest rzucany przez los i siebie samego po różnych miejscach w kraju, który wydaje się być Polską. Jedynymi pewnikami są dla niego notes, dom rodzinny i wspomniana Maria, chociaż dwa ostatnie elementy nie są w stu procentach stabilne. Do domu rodzinnego, a raczej – do domu matki – wraca we wspomnieniach i nierzadko fizycznie. Zawodzą go tam sny i pogranicza magii oraz jawy. Myśliwski niezwykle sprawnie wprowadza elementy realizmu magicznego charakterystyczne dla Nagiego sadu – łączy ich obecność z naturą lub powrotem do niej. Pojawia się to wyraźnie we wszystkich opisanych scenach jego na poły fizycznego powrotu do domu na wsi. Spotyka tam matkę i szewca (namiętnego pokerzystę). Wszyscy oni są widmami i są świadomi swojej metafizyczności; podobnie bohater – wie o ich śmierci, jednak daje się omamiać by poczuć się bezpieczniej. Wspomniany powrót do natury wiąże się z powrotem do miejsca swoich narodzin, check-pointem, w którym domyka się pewien cykl. Zarazem każdy z tych powrotów jest domknięciem ważnej historii wiążącej się z życiem głównej postaci – rozliczeniem z matką i ostatnią partią pokera. Nawet ostatnie spotkanie z krawcem nie daje czytelnikowi pewności co do tego, że ta postać żyje.
Wszystko niemal co dzieje się w książce, związane jest z wojną; ojciec bohatera jej nie przeżył – pozostały mu po nim jedynie przebąknięcia matki i jedna, którka opowieść krawca, który pamiętał go jako postawnego mężczyznę. Raz tylko matce bohatera wyrywa się krótka opowieść o mężu, jednak jest szybko urwana. Miniony konflikt pojawia się też w historiach ludzi, których spotkał, jak chociażby kierownika budowy, który okazuje się być byłym więźniem obozu koncentracyjnego. Wszystko to konstruuje głównego bohatera w oczach czytelnika – rozszerza jego charakterystykę o przeszłość, oddziałuje na przyszłość.
Historia związana z Marią jest jedyną będącą opisaną chronologicznie; o ile pozostałe opowieści są skonstruowane na zasadzie wyłaniania się faktów bez zachowania kolejności czasowej, to korespondencyjna komunikacja z ową kobietą staje się prawdopodobnie powodem konsekwentnego strumienia uporządkowanej narracji. Bohater krąży wokół jej postaci bez możliwości dotknięcia jej; staje się ona fantazmatem, zakazanym owocem. Nie ma tu jednak miejsca na werterowskie umiłowanie cierpienia, lecz świadome wycofanie z relacji, w którą zaangażowanie się mogłoby spowodować nieodwracalną stratę. Z resztą sama korespondencja jest niejasna – listy przychodzą nierzadko bez adresu zwrotnego; czy jest to zatem nonszalancja, obawa przed ujawnieniem się kogoś ważnego? Może jednak Maria, co też nie jest wykluczone, komunikuje się z nim w ten oryginalny sposób... zza grobu? Tego wykluczyć nie wolno.
Nie bez znaczenia jest tytuł powieści. Wszak gra w karty zawsze związana była z postacią szewca, który do pracy się nie palił, lecz do pokera – zawsze. W książce widać filozofię wykładaną przez rzemieślników – krawiec opowiada o świecie przy pomocy ściegów, szewc – o ludziach na podstawie sposobu chodzenia odbijającego się na podeszwach. Gra w karty również doczekuje się komentarza; zachowawczość, ryzykanctwo i pokerowa twarz świadczą o człowieku nie mniej niż jego buty i płaszcz. Mimo pozornej błahości te rozważania nie trącają banałem; są ciekawe i przekonujące, a zarazem nie są formą sprzedaży jakiegoś sposobu na życie. A karta – jak los – może się odwrócić.
Pisząc o łagodnym przechodzeniu Wiesława Myśliwskiego z jednej narracji do drugiej nie sugeruję wielkiego, płynnego natchnienia. Ostatnie rozdanie jest książką o dogłębnie przemyślanej strukturze; nie ma w niej niepotrzebnych elementów, wszystko jest znaczące. Nie ma zbędnych ozdobników ani puszenia się. Książka ta jest napisana piękną polszczyzną, z zachowaniem tradycji późnej prozy chłopskiej (którą to zwiastował Nagi sad) – łączenie natury i realizmu magicznego; opowieści z pogranicza rzeczywistości i metafizyki. Nie każde zdanie to sentencja – takie podejście do tej książki zrównywałoby ją z powieściami quasi-psychologicznymi, które „mataczą” (jak to pięknie określiła Dorota Masłowska); za to cała książka, jako skończony i, wbrew nazwie ostatniego rozdziału, domknięty konstrukt jest majstersztykiem, pokazem kunsztu prozatorskiego. Mimo wielu nowoczesnych zabiegów narracyjnych Ostatnie rozdanie jest znakomitą prozą w starym stylu – bez eksperymentów i szaleństw; uwodzi czytelnika, pozwala na przeżywanie czystej rozkoszy lektury, obcowanie z historią złożoną, a zarazem przejrzystą. Rzadko zdarza się, że książka w warstwie narracyjnej i kontekstowej jest niesamowicie spójna, a zarazem nie jest jedynie piękną wydmuszką. Jako czytelnik – czekałem na tę prozę z utęsknieniem. Jako filolog – chylę czoła. Ostatnie rozdanie jest prozą znakomitą.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz