sobota, 21 września 2013

Roberto Pazzi - Pokój na wodzie

Historie alternatywne zawsze kusiły pisarzy. Co by było, gdyby... Delikatna zmiana znanej historii wielokrotnie stawała się podstawą wielu znakomitych fabuł, otwierała nowe obszary do tworzenia hipotez i przedstawiania innej wizji świata. A im dawniejsze lub mniej znane wydarzenia, tym więcej możliwości wprowadzenia historii alternatywnych. Takiej to wizji poświęcona jest książka Roberto Pazziego Pokój na wodzie.
Historię Cezariona, syna Kleopatry i Juliusza Cezara, zna niemal każdy – predestynowany na władcę Cesarstwa stał się w krótkim czasie głównym konkurentem do tronu Oktawiana. A że w tamtych czasach tego typu zawody rozstrzygano mieczem, kołem lub trucizną, los syna władczyni Egiptu wydawał się przesądzony. Pazzi opisuje podróż młodego przeklętego w górę Nilu, ku złudzie bezpieczeństwa i odnalezienia enklawy.
Narracja jest podporządkowana nieśpiesznemu kołysaniu się łodzi na wodach prastarej rzeki. Opisuje trans wzmacniany przez wino i otumaniające narkotyki pozwalające zapomnieć na chwilę o pozostawionym domu i panoszącej się w nim nieuchronnej śmierci.
Cezarion służy tej fabule jedynie do zawiązania się – jego postać jest wprawdzie kluczowa, ale główna część opowieści – historia spisku mającego na celu zgładzenie niedoszłego władcę cywilizowanego świata – wciąż przebija się przez warstwę rozterek bosko pięknego młodzieńca. Bowiem wszystko co dzieje się na łodzi jest naznaczone piętnem zdrady i bliżej nieokreślonych pragnień.
Pokój na wodzie zdaje się być pozbawioną wyraźnie dominującej fabuły opowieścią o zanurzaniu się w śmierć – wszechogarniającą, ogarniającą mrokiem zimnej, pustynnej nocy. Cezarion żegna się z życiem czując bliskość zagrożenia, jego najbliżsi służący podzielają jego uczucia, lecz wciąż pragną dokonać cudu uwolnienia go od groźnych spiskowców dłońmi przekupionych niewolników. Jednak wszystko zamienia się tu w pozbawiony ładu teatralny taniec, którego intensywność odbioru regulują tempo fabuły i dramatyzm oraz świadomość nieuniknionego końca bezładu i bolesnego zderzenia z rzeczywistością. Gdzieś w tym jest pytanie o tożsamość, sens płci; coś, co konstytuuje podmiotowość poza obszarem zewnętrzności. Ukryte między słowami, jednak pobrzmiewające niczym kroki Oktawiana na posadzce pałacu Kleopatry. Pustego pałacu.  
Afabularność wzmaga utrwalony w historii marny koniec syna Juliusza Gajusa – czytelnik od początku zdaje się wiedzieć o tym, co będzie pod koniec. Tym większe uznanie należy się autorowi, gdyż wytwarza on specyficzną narrację, która przekonuje czytelnika do dalszego podróżowania ze straceńczą załogą udającą się na południe Nilu. Kołysze on czytelników i wprawia w trans, który znakomicie uprzyjemniać może upalne dni. I z pewnością kończy się inaczej, niż ostatni odcinek serialu Rzym.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz