niedziela, 3 marca 2013

Mo Yan – Zmiany



Dyskusja, jaka rozpoczęła się w związku z przyznaniem literackiej nagrody Nobla człowiekowi reżimu w Chinach osiągnęła zaskakujące rozmiary. Wypowiadały się autorytety, pisma literackie i opiniotwórcze. Każdy chciał zabrać głos w sprawie dosyć wagi. Zwłaszcza, że jeden noblista krytykuje innego noblistę za niemożność dostosowania się. Taki ruch wykonał bowiem Mo Yan – ubiegłoroczny laureat, permanentny ironista i prześmiewca rzeczywistości.
Zmiany są reklamowane jako jedyna autobiograficzna powieść Mo Yana. Owszem – jest to książka opisująca losy autora-bohatera, jednak nie jest ona wbrew pozorom głosem w dyskusji. Książka ta opowiada historię młodego chłopaka, który pragnąc wiedzy, okazywał się być niesfornym uczniakiem. Uczniakiem, który został wydalony ze szkoły, a przywiązanie – czy to do miejsca, czy to atmosfery szkoły – utrudniało mu przyjęcie porażki. Po różnych perypetiach życiowych trafił do wojska, gdzie dzięki swojej błyskotliwości zaczął być doceniany jako nauczyciel. To wojsko bowiem uświadomiło młodemu bohaterowi, że jego szkoła podstawowa była jedną z najlepszych w regionie. To, pozornie, szczątkowe wykształcenie dało mu szansę awansu społecznego i podjęcia studiów.
Zarys fabuły nie jest tu niezbędny. W tej książce chodzić może o coś innego. Czytając opowieść Mo Yana, na myśl mi przychodziła historia Czesława Miłosza opisana w Zniewolonym umyśle i Rodzinnej Europie. Te dwie książki eseistyczne rzucają nowe światło na interpretację książki wieszcza Chin Ludowych. Polski noblista otwarcie stwierdza, że gdyby nie socjalizm, nie byłby tym, kim jest. Jego twórczość by się nie przebiła, nie byłby drukowany; zaginąłby jako kolejny autor, który pisał do szuflady, albo swoich znajomych. Z kolei rzeczywistość ludowa dała mu nową szansę na życie. Życie literackie, ale i polityczne. Gdyby podobnie spojrzeć na Zmiany, dostrzec można wiele analogii między dwoma autorami. Chińczyk przyznaje między wierszami, że mimo iż elitą intelektualną pozostawał element reakcyjny, to jednak otwarcie szkół i jego awans społeczny dały mu szansę. Szansę dał mu nowy ustrój.
W książce pojawia się też ciekawy dystans do wyższego wykształcenia i akademii, jako miejsca, gdzie trafić można było przypadkowo, jednak bez posiadania wiedzy trudno było się tam utrzymać. Bohater-autor trafia na wyższą uczelnię po pięciu klasach podstawówki, bez podjęcia nauki w liceum, co pokazywać może z jednej strony jego geniusz, z drugiej – wyższość inteligencji nad dokumentacją wykształcenia. Widoczny jest w tej książce łagodny antyakademizm, podobny do tego, jaki pojawia się w Krainie wódki Mo Yana; tu – jest wskazanie niskiego poziomu edukacji i przyznawania tytułów naukowych osobom, które na to nie zasługują; w Krainie – pozorność i względność edukacji wyższej. Te treści nabierają nowego znaczenia w kontekście historii samego bohatera. Bo czy to jest historia autora? Trudno to stwierdzić jednoznacznie.
Opowieść, mimo iż pozornie pochodząca od jednego narratora, nagle rozbija się na kilka podmiotów mówiących. Mamy więc głównego, odautorskiego narratora; pojawiają się poza nim jego przyjaciele, którzy opowiadają historie związane z wydarzeniami wspólnymi dla nich; często rozszerzające świat przedstawiony o nową historię – jakże wspólną dla nich obu. W tych historiach przewija się prowincja i zderzenie jej z przepychem nowoczesnego, chińskiego miasta. Pojawiają się w nich też nierówności społeczne i kombinatorstwo – napiętnowane przez ustrój i niemile widziane w świecie najprawdziwszej równości.
Mo Yan stworzył opowieść pozornie prostą, jednak niosącą w sobie obraz zmian w Chinach. W tych samych słowach dodał też swoje dopowiedzenie do toczącej się debaty. A tam, mimo iż o wiele młodsza niż jego książka, może wiele zyskać na lekturze dosyć starej opowieści o losach kogoś, kto jako żywo przypomina Miłosza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz