środa, 13 lutego 2013

Ignacio del Valle – Czas obcych władców




Fabuła kryminałów, zazwyczaj sztampowa do granic możliwości, toczy się w świecie, w którym zbrodnia zaburza ład. Gdy do morderstwa dochodzi w przestrzeni naznaczonej nieustannym cieniem śmierci, trudno tu doszukiwać się podobieństw z uważanymi za klasyczne kryminałami skandynawskimi. W taką, nietypową, stronę rusza ze swoją opowieścią Ignacio del Valle w książce Czas obcych władców.
Służba na froncie wschodnim nigdy nie była ani lekka ani przyjemna – każdy widz pamięta, że najgorszą pogróżką w filmie wojennym opowiadającym o losach niemieckich wojaków w czasie drugiej wojny światowej, było wysłanie na wschód. Jednak zobowiązania, jakie zaciągnęli frankiści u Niemców, wiązały się z wysłaniem oddziałów wspierających krucjatę antykominternowską. W jej ramach udział wzięły tysiące Hiszpanów, nazywanych – od koloru swoich emblematów – błękitną armią. Mimo strat, charakterystycznych dla działań wojennych, dochodzi w szeregach hiszpańskich do... morderstwa. O ile śmierć w wyniku akcji partyzanckich bądź zmasowanego ostrzału artyleryjskiego nie była czymś, co spędzało sen z powiek, to jednak świadomość obecności grasującego w szeregach armii mordercy znacząco zmienia sytuację i degraduje morale.
By temu zapobiec, sprawa jest utrzymana w tajemnicy, jednak poczta pantoflowa skutecznie roznosi wieści o tajemniczym mordzie popełnionym w dywizji. Rozwiązać sprawę ma człowiek, który jako jeden z pierwszych znajduje się na miejscu zbrodni – zdegradowany szeregowy Arturo. Jego historia rzutuje mocno na sprawę – antagonizmy wewnątrz armii, których korzenie sięgają czasów walk z komunizmem, wielokrotnie ujawniają swoją siłę i utrudniają pracę śledczego. Bo takim staje się szeregowy Arturo. Ma on wszak doświadczenie – będąc oficerem wywiadu odnalazł on skradziony w trakcie wojny domowej cenny obraz, jednak sukces ten szybko został okraszony skandalem związanym z kochanką starszego od niego stopniem. Skutki romansu z ową białogłową okazały się dla niego bolesne – został on skazany na karę śmierci, a sposobem na wyjście z więzienia i odcięcie się od swojej przeszłości było udanie się na wojnę. Na wschód.
Wszechogarniające zimno i groźne pomruki artyleryjskie ze wschodu obniżają morale w nie mniejszym stopniu niż rozłąka i strach przed śmiercią. Żołnierze, szukając odskoczni od tego, korzystają z tutejszych trunków, grają w nielegalną rosyjską ruletkę i, wcześniej domówiwszy się z autochtonami, korzystają z uciech cielesnych chędogich dziewoi wschodnich. Na większość z tych form rozrywki dowództwo przymyka oko, zwłaszcza ze względu na powszechność tego procesu i jego wagę dla utrzymania morale żołnierzy na poziomie względnym. Tym ważniejszym stawało się rozwiązanie sprawy morderstwa. Zwłaszcza w obliczu przeniknięcia szeregów armii przez rzesze szpiegów – zarówno w osobie pojawiających się miejscowych, jak i czerwonej zarazy w szeregach armii sojuszniczej Osi.
Mimo tego, iż jest to książka kryminalna, to trudno ją określić jednoznacznie jako kryminał. Wprawdzie jest trup (nawet trzy), jednak opowieść wielokrotnie odchodzi od opisu działań śledczych i pochyla się nad kwestią relacji społecznych wewnątrz armii, pokazuje stany, które poprzedzają coś, co dzisiaj nazywane jest syndromem traumy wojennej. Opisuje relacje, zwiększanie się poczucia klaustrofobii w tym bezkresnym świecie, a zarazem ciągle pobrzmiewające w głowach bohaterów echo wojny domowej, w której niemal każdy był kimś – czy to mniej, czy bardziej ważnym.
Del Vallo pisząc o bohaterach znakomicie przetwarza klasyczne, kryminalne motywy. O ile śledczy ma przeszłość, rozbite małżeństwo i flaszkę czegoś mocniejszego czekającego na jego powrót do domu, to tutaj mamy zdegradowanego oficera, który dzięki swojej intuicji i intelektowi łączy w całość sprawę morderstwa. Jak każdy Holmes ma swego Watsona, tak tutaj bohater znajduje towarzysza swoich działań, który może intelektem mu nie dorównuje, ale wiele spostrzeżeń okazuje się być przydatnych w śledztwie. Również pojawiają się tu elementy mordu rytualnego, często eksploatowanego motywu w powieściach kryminalnych; masoneria i jej złowieszcze macki pojawiają się w kontekście śmierci ofiar. Wisienką na torcie jest wycięte na obojczykach ofiar zdanie dotyczące Boga-który-widzi, a które ciekawie łączy się z dziecięcą modlitwą. Takie połączenie motywów okazuje się być znakomitym dla opisu historii z pogranicza prozy wojennej i kryminalnej. Poczucie ciemności i zamknięcia, zazwyczaj tworzone za pomocą klasycznego zabiegu złej pogody i skandynawskich białych nocy tu jest przedstawiona dzięki zimowej aurze rosyjskich stepów. Również ciągły dysonans między porażającą jasnością zimowego słońca a niezgłębionym mrokiem buduje tu niespotykaną atmosferę – poczucie pozornego bezpieczeństwa i wszechogarniający strach wzbudzany przez każdy szelest emanuje z kart książki.
Wielką zaletą tej prozy jest jej malowniczość – autor opisuje niemal z sienkiewiczowską maestrią krajobrazy rosyjskich równin i lasów; oddaje ich majestatyczne piękno i zdradliwy charakter. Del Valle, świadomy truizmów dotyczących życia w chłodzie, umieszcza w tekście sporo realizacji mądrości zimowych, jednak nie są one rażące. Zauważenie przez autora takich elementów rzeczywistości jak niechęć wobec zmian bielizny, zamarzanie wody w łaźniach i czyhającej na każdym kroku śmierci z powodu wychłodzenia, oddaje charakter zimowej wojny.
Ciekawym fantazmatem powracającym w tekście jest kwestia wspomnień – każda postać traktuje je jak coś cennego; paczki wysyłane z domu, korespondencja i śladowe rzeczy przypominające ciepło podzwrotnikowe są tu deską ratunku ratującą przed szaleństwem. Również główny bohater ma taki artefakt – jest nim pomarańcza, przechowywana i obracana w dłoniach jako coś, co przypomina gorące słońce nad ojczyzną; niby to samo, które świeci nad równinami rosyjskimi, ale jakże inne. I to ona czeka na bohatera na jego szafce, ratując go przed obłędem.
Znakomitym rozwiązaniem fabuły jest kwestia rozwiązania sprawy. Mimo tego, że bohater w końcu dowiaduje się kim jest morderca grasujący po dywizji, to i tak sytuacja na froncie rewiduje wszystko. Doraźność tego rozwiązania akcji nie daje łatwych odpowiedzi, ale też pokazuje świadomość autora – widmo zbliżającego się odwrotu i klęski armii państw Osi nie pozwala na happy end.
Czas obcych władców jest kryminałem nietuzinkowym i świadomie napisanym. Pełnym znakomitych opisów i trafnych komentarzy dotyczących sytuacji na froncie pokazuje uwikłanie wielu wydarzeń w przeszłość. Zwłaszcza szumną, wojenno-domową, ale też personalną. A ta, jak się okazuje, jest najsilniejszym bodźcem do działania, bo emocje nigdy nie przegrają z rozsądkiem.

1 komentarz: