środa, 19 grudnia 2012

Mo Yan – Kraina wódki


        
Najbardziej znany trunek na świecie ma swoich miłośników. Ba! Ma nawet naukę poświeconą wyrobowi! Co więcej – jest kraina nazwana na cześć trunków wyskokowych Alkohololandią! Takie rzeczy tylko u Mo Yana, laureata tegorocznej nagrody Nobla.
Chiński autor, oskarżany o kolaborację z reżimem i oportunizm wielokrotnie dowiódł swojego kunsztu literackiego. W Obfitych biodrach, wydanych kilka lat temu zaserwował czytelnikom złożoną formalnie opowieść wymagającą nie lada uwagi. Jednak nie to jest najmocniejszą stroną Mo Yana i jego powieści. Tworzy on bowiem nietuzinkowe narracje oparte o realizm magiczny i absurd, których zrozumienie bez przyjęcia klucza ironicznej lektury może okazać się nie tyle trudne, co niemożliwe. Przemieszania piękna i szpetoty, brutalności i subtelności są niezwykle ciekawymi zabiegami stosowanymi przez pisarza pochodzącego z kraju ogromnych różnic.
Kraina wódki wita czytelnika kilkukrotnie. Pierwsze powitanie wiąże się z wątkiem kryminalnym tej powieści. Otóż komisarz zostaje wysłany do Alkohololandii by zbadać sprawę mordowania i spożywania małych dzieci. Ten kanibalistyczny, jak zwał, tak zwał, proceder budzi spory niepokój przełożonych przedstawiciela prawa i ten ma ich uspokoić przedstawiając wyniki swoich prac, a najlepiej też i prowodyra tego bezeceństwa. Spotyka go radosne przywitanie przez miejscowych notabli, którzy nie stroniąc wszelakich trunków i przysmaków, przyjmują swego gościa z iście… swojską gościnnością. Bohatera spotyka wiele przygód – niezwykła kobieta-kierowca, niewiele mniej męska od najtwardszych mężczyzn w swojej krainie daje mu kosza i okazuje się być kimś innym, niż mu się wydaje; na stół przed nim trafia doskonale przygotowana atrapa małego chłopca wykonana z najprzedniejszych przysmaków. Również przygody związane z spożyciem alkoholi wysokoprocentowych okazują się być dla posiadającego słaby i schorowany żołądek komisarza trudne. W końcu musi się uporać z kradzieżą legitymacji policyjnej i ukochanego pistoletu służbowego, ale to już zupełnie inna historia.
Drugi wątek zawiera w sobie trzy elementy – pojawia się doktorant nauki zwącej się alkoholologią. Jak sama nazwa wskazuje – zajmującej się nauką o trunkach, ich degustacją, ale i sposobem tworzenia coraz to nowych rodzajów napitków zdolnych ucieszyć podniebienie najbardziej wytrawnego smakosza. Zadanie to okazuje się być trudne, jednak zapał młodego naukowca nie pozwala mu ustać w staraniach. Pisze on do swego ukochanego pisarza – Mo Yana (!) – którego uważa za wielki autorytet i największy umysł literacki swych czasów. Pisze do niego nie bez powodu; do każdego listu dołącza bowiem krótki fragment prozy, mające na celu zaprezentowanie talentu, ale i wejście tylnymi drzwiami na rynek literacki. Młody alkohololog i pisarz ma ogromne marzenie – stać się wielkim i uznanym pisarzem. Tak jak Mo Yan. W tej formie, epistolarnej skądinąd, realizuje się opowieść o sposobach tuczenia dzieci, ich sprzedaży, metod przygotowania, ale i krótkie historie uzupełniające to, co nie pojawia się w opisie perypetii komisarza. Z kolei odpowiedzi Mo Yana skutecznie chłodzą zapał młodego literata, jednak nie zabierają mu ochoty do tworzenia – tłumaczy mu swoją bezsilność wobec ogromu tekstów nadsyłanych do czołowych pism literackich w Chinach, ale i pociesza swego młodego rozmówcę (rzec by można nawet – ucznia, tudzież, padawana młodego), by ten nie tracił nadziei na publikację, gdyż jego teksty zyskują uznanie u czołowych redaktorów szanowanych pism. Pojawia się tu również wiele rozmów o alkoholach, metodach destylacji i nowinkach, zazwyczaj powstałych za sprawą młodego naukowca. Alkoholologa, ma się rozumieć.
To przenikanie się treści, zabawa z formą i przeładowanie książki ironią okazują się być znakiem charakterystycznym Mo Yana. W swojej książce przedstawia prowincję chińską – pełną paradoksów i kontrastów, ale wciąż okraszoną pewną pogodą ducha i prostodusznością. Tworzy on narrację niejednoznaczną, która okazuje się być spójna. Przedstawianie czytelnikowi różnych sposobów pisania o tym samym problemie jest niezwykle ciekawe. Z jednej strony mamy zabawę z formą kryminalną; z drugiej – dopowiedzenia fabularne do opowieści o śledztwie. Dopowiedzenia, które uzupełniają to, co nie jest powiedziane w wątku kryminalnym. Tworzą one ciekawą mozaikę treści: fragmenty opowiadań z początku książki odnoszą się do działań śledczego w jej końcówce. Takie przechodzenie obok siebie dwóch wątków narracji jest z pewnością bardzo mocną stroną książki.
Co ważne – same poszukiwania sprawców i prowodyrów niecnego procederu kanibalistycznego (którego efekty podobno są niezwykle smaczne) nie jest istotą książki. Za taką uznać można samą zabawę z formą powieści, przełamywanie granic, jakie niesie język, a co za tym idzie – dochodzenie niemal do granic wytrzymałości czytelnika uważnego i świadomego literacko. Autor często zmienia typ narracji – obok siebie, dosłownie w jednym zdaniu, pojawiają się fragmenty narracji trzecio- i pierwszoosobowej oraz elementy oparte na mowie pozornie zależnej. To przemieszanie dowodzi znakomitej świadomości literackiej autora – nie traci on przy tym wątku, nie gubi się w charakterze postaci. Wielokrotne powroty do takiej formuły stanowią coś, co można nazwać dominantą formalną tekstu. Odchodzi on przez to od klasycznej formy powieści na rzecz eksperymentu. Również nagromadzenie gatunków literackich i naukowych wewnątrz jednej książki potrafi przysporzyć czytelnikowi zawrotów głowy. Pojawia się powieśc kryminalna, fragmenty odczytów naukowych, wywody chemiczne, fragmenty listów, powieść grozy, powieść w odcinkach i wiele, wiele innych, których obecność jest tylko zaznaczona jednokrotnie.
Bogactwo tej książki przejawia się również w jej odwołaniach do innych nurtów pisarstwa. Najwyraźniejszymi są z pewnością nawiązania do realizmu magicznego, propagowanego chociażby przez Gabriela Garcii Marqueza i Eliseo Alberto. Nie bez znaczenia jest przeładowanie książki ironią i dystansem, charakterystycznymi dla powieści reżimowych, a które na polskim gruncie ciekawie zaprezentował Konwicki w serii swoich łże-dzienników (z których najbardziej znanym był Kalendarz i klepsydra). Również estetyka prezentowana na kartach książki jednoznacznie odwołuje się do literatury popularnej. W tekście pojawiają się fragmenty przeładowanie opisami, momentami zbyt szczegółowe, estetyka przesady i nienaturalne zwroty akcji. Mo Yan stosuje te chwyty świadomie – odwołuje się do pewnej konwencji i przetwarza ją z gustem i ciekawie.
Niewątpliwie jest to opowieść o przeciwieństwach – momentami wręcz rażących. Zderzenie chaosu rozgrywającego się nad ziemią, na terenie kopalni i perfekcyjnego ładu w zawoalowanym w jednym z korytarzy kopalnianych luksusowego hotelu pod ziemią okazuje się ciekawym rozwiązaniem. Realne piekło zniewolenia ma miejsce na ziemi; sztuczne, jednak zniewalające jeszcze bardziej znajduje się w luksusach pod ziemią. Taka gradacja z pewnością nie pojawia się przypadkowo; zwłaszcza, że tego typu zabiegi w tekście pojawiają się dosyć często. Również dosyć silny akcent kładziony jest na aspekt kulinarny książki – opowieści o metodach przygotowywania potraw co najmniej specyficznych i wysublimowanych budzi podziw czytelnika, ale i poszerza obszar sformułowania ściśle związanego z gastronomią. Mam tu na myśli określenie jadalne.
Kraina wódki jest książką o iluzji i pozorze – to nie ulega wątpliwości. Przepełniona ironią i przesadą nie jest jednak lekturą łatwą. Nie czyta się jej jednym tchem jak opowieści Orhana Pamuka i Doris Lessing. Nie pociąga ona magią języka jak powieści Johna Coetzeego. Zbliża się jednak swoją surowością przedstawienia do Jeana-Marii Le Clezio – opisanie podobnych obszarów odosobnienia, pustki porewolucyjnej zbliża tych dwóch autorów do siebie, jednak nie są oni do siebie na tyle podobni, by traktować ich jako traktujących o tym samym. Starszy Noblista tworzy za pomocą surowego języka; młodszy – wprowadza śmieszność jako środek wyrazu. Z pewnością – niezwykle skutecznie. Poczet noblistów jest tu pewnością zamierzony – wszak po nich można się spodziewać, że książka będzie przynajmniej dobra.
Mo Yan stworzył znakomitą powieść. Znajdzie się w niej wiele miejsc do śmiania się, wiele do zadumy i wiele wywołujących oburzenie. Czytelnicy szukający dobrej lektury i literaturoznawcy też podadzą sobie przy tej książce ręce w geście zgody. Zabawa formą, treścią, topiką, podstawami kultury – to wszystko sprawia że Kraina wódki jest książką bezpretensjonalną w swojej pretensjonalności i ironiczną w swojej morderczej (sic!) powadze.

2 komentarze:

  1. Przymierzam się do niej. Im więcej o niej czytam, tym bardziej jestem przekonana, że będzie to ciekawe przeżycie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo słusznie! Książka jest doprawdy niebanalna!

    OdpowiedzUsuń