niedziela, 4 listopada 2012

Jan Nowicki – Mężczyzna i one



Do tej pory aktor Jan Nowicki był uważany za dyżurnego eksperta w sprawach damsko-męskich. Miało to swój urok, jego zdanie pojawiało się w mediach dosyć często, jednak słowem pisanym zwojował kilka pism. Raczej kierowanych do kobiet. Zebrane w modny ostatnio zbiorek trafiają do księgarń pod zbiorowym tytułem.
Książka składa się z czterech części. Pierwszą z nich jest quasi-wywiad prowadzony przez Katarzynę Zimmerer, a na kolejną artykuły publikowane w Zwierciadle, Wróżce i Twoim Stylu. Wszystkie te teksty są odpowiedzią na konkretnie postawione pytania – czy to od czytelniczek, czy to od czytelników (a i takie się zdarzają), czy ze strony prowadzącej rozmowę.
Odpowiedzi Nowickiego są przepełnione czymś rzadko spotykanym w literaturze tego typu – mądrością dojrzałego, zdystansowanego mężczyzny,  który nie musi się już ani puszyć niczym młody kogut, ani tuszować pierwszych oznak starości. Słowa człowieka w sile wieku brzmią inaczej niż mądrości wypluwane hurtowo ze stron poradników, w których zapisane są treści identyczne. Tu – nie ma żadnego frazesu. Powaga i dostojeństwo aktora starej daty przebijają się przez każde słowo tego zbiorku. Na zadane pytanie często nie odpowiada wprost – pozostawia przestrzeń kontekstu, w który każdy odpowiedź wpisać musi sobie sam.
Pierwszą część skutecznie psuje rozmówczyni Nowickiego. Jej pytania ocierają się niejednokrotnie o frazes, nie wiem, czy są zadawane bez przemyślenia czy reprezentują paskudną, spłycającą szkołę rozmawiania z ludźmi, ale to one psują dobre wrażenie, jakie wywierają świetne odpowiedzi aktora. Rozmówca z kolei okazuje się samograjem – na jednozdaniowe pytanie tworzy fascynującą narrację, często niezwiązaną z tematem pytania, jednak zawsze pokazującą erudycję i błyskotliwość. Jest to niewątpliwa zaleta tejże książki. Nie brakuje w odpowiedziach treści trudnych, które pojawiają się zupełnie niespodziewanie i wymagają przemyślenia. Można oczywiście zarzucić Nowickiemu, że nie pisze nic nowego, jednak trafia on akurat w te tony, których dźwięku nie dostrzegamy na co dzień. Zwraca uwagę na kwestie pozornie oczywiste, a które po głębszym zastanowieniu potrafią bardzo skutecznie uderzyć w świadomość i ducha. W felietonach stosuje podobną taktykę – kluczy wokół tematu; nie dotyka go jednak, przez co pierwsze wrażenie jest negatywne – brak odpowiedzi na pytanie nie powinien napawać takim krasomówstwem i samozadowoleniem z siebie, ale po lekturze dwóch, trzech tekstów można zauważyć, że temat jest zbyt poważny, by go chociaż musnąć w jednej kolumnie felietonisty. Mimo to opisuje często podobne problemy przez pryzmat swoich doświadczeń życiowych, czy zasłyszanych anegdot. Buduje tło do obrazu, który każdy zadający pytanie musi sobie domalować sam. Do tego rozpamiętuje zmarłych – zarówno dla świata jak i sceny (lub kamery). A te opowieści okazują się być świetnym komentarzem do znanych z ekranu i desek teatralnych twarzy.
Z drugiej strony często zdarzają się autorowi powtórzenia wcześniej poruszonych treści. Częstokroć pławi się on w swojej erudycji, co niekoniecznie cieszy czytelnika nastawionego na ścisły kontakt z tekstem. Dziełem, rzec by można. Mimo tego – język, jakim posługuje się aktor starej daty jest niesamowity. Chociaż tytuł trochę drażni – delikatnie szowinistyczna treść trochę denerwować może, jednak trudno się oprzeć wrażeniu że jest ona odpowiedzią na potrzeby rynku.
Przypomina w tej formie Andrzeja Łapickiego i jego Niczego nie żałuję. I tu i tu widać znakomitą, starą szkołę mówienia i pisania, ogromny dystans do siebie i godność dojrzałego mężczyzny, od którego młodsi – czy to kobiety czy mężczyźni – nauczyć się mogą wiele. Obie książki przepełnia subtelny dystans ludzi, którzy widzieli w życiu niejedno, co bardzo podnosi na duchu, gdyż obcowanie z takim doświadczeniem nie męczy ani nie budzi frustracji.
Mężczyzna i one jest książką ciekawą. Mimo tego, że jest to zbiór tekstów, które już gdzieś się pojawiły, budzi ogromną radość – zarówno pod względem kontaktu z mądrością, jak i poznania życia znanego człowieka (częstokroć – od kuchni). A maskulinistyczny tytuł… da się przeżyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz