środa, 6 czerwca 2012

Ludwika Włodek – Pra. O rodzinie Iwaszkiewiczów

.
Pakty autobiograficzne można lekką ręką rozciągnąć na biograficzne. Założenie o prawdomówności autora, trzymaniu się faktów przy opisie rodziny wydają się być oczywiste i stanową element umowy między czytelnikiem a autorem. Jednak nie zawsze ma się wrażenie, że wszystko zostało do-powiedziane. Pra pozostawia takie wrażenie, jednak zarazem cieszy ciekawą narracją, której tłem jest z okładem ostatnie stulecie historii Polski.
Sagi rodowe zazwyczaj przyciągają czytelników. Mówi się w nich o rodzinach wielkich ludzi, poznaje się ich życie od kuchni – dosłownie i w przenośni. W przypadku książki Włodek mamy inną sytuację – jest to osobista opowieść o rodzinie. Jak tytuł wskazywać może – jest ona pra-wnuczką jednego z największych polskich pisarzy dwudziestego wieku. Jej to zadedykował on jeden ze swoich wierszy; zastanawiał się w nim co wyrośnie z małej Ludwiki. I w praktyce od tego wiersza zaczyna się zataczanie coraz to szerszych kręgów narracji o rodzinie Iwaszkiewiczów.
Zataczanie to zaczyna się od rodziców i dziadków Jarosława – ludzi z kresów wschodnich, będących zarzewiem kultury i inteligencji, ale i aspiracji do wyrwania się z obszaru uwikłanego w coraz wyraźniejsze spory z chłopstwem i później – w rewolucję. Takie poczucie przypisuje autorka czasowi dorastania Iwaszkiewicza. W dalszej części opowieści odchodzi ona od autora Książki moich wspomnień bardziej ku opisowi dalszego otoczenia i koligacji iwaszkiewiczowskich. W ten sposób zaznacza obecność mocnych korzeni rodziny, ich tradycji, ale i wpływów, jakie mogła wywierać ona na młodego Jarosława.
Bo to właśnie Jarosław jest w centrum tej narracji – pełni on w niej niejako funkcję spiritus movens – bez niego nie doszłoby do stworzenia tej opowieści. Co ciekawe – mimo ustanowienia z niego absolutnego centrum książki – zabranie go wcale nie powodowałoby rozsypania się opowieści. Bez postaci pisarza książka Pra funkcjonowałaby wciąż jako całkiem ciekawa opowieść o rodzinie, której losy były naznaczone piętnem zawieruch ostatnich 150 lat.
Co ciekawe – autorka nie boi się zaznaczyć silnego przeniknięcia gwarą języka młodego Jarosława i jego rodziny. Takie zabiegi sprawiają wrażenie, że opowieść jest autentyczna – coś w niej jest powiedziane, czytelnik może odnieść wrażenie że mówiona w tekście jest prawda. Wprawdzie zgodne z lejeune’owskim paktem biograficznym, to pozostawia pewną drobną niepewność, zwłaszcza w zderzeniu z pamięcią o ciągłym brązowieniu na przykład Leopolda Staffa. Tu faktycznie – Iwaszkiewicz jest przedstawiany jako człowiek z krwi i kości, a jego rodzina – jako faktyczni dziedzice inteligencji przedwojennej. Również nie omieszkała autorka wspomnieć o szczególnych upodobaniach Iwaszkiewicza, w związku którymi wróżono krótki żywot małżeństwa jego.
Narracja sięga aż do ostatnich lat życia Jarosława – podkreśla to z kolei ważność  jego osoby dla świadomości rodziny. To on sprawił wszak, że Iwaszkiewiczowie zyskali swoją cechę charakterystyczną pośród innych Iwaszkiewiczów. Trudno zarazem tej opowieści nie odmówić subiektywizmu – autorka zwraca uwagę głównie na rzeczy ważne dla jej recepcji rodziny; kwestie relacji międzypokoleniowych i są w książce szalenie ważne. Zarazem podkreślana są elementy wiążące biografie członków rodziny z ważnymi faktami z historii Polski – rewolucja w Rosji i próby ściągnięcia po niej rodziny do Polski, przeżycia wojenne i okupacyjne, próba zaadaptowania się i znalezienia złotego środka w czasach nowej władzy – to wszystko  świadczyć może o potrzebie silnego zaakcentowania obecności swoich przodków, ale i postaci autora Młynu nad Uratą w historii.
Z jednej strony jest to książka, która stoi na pograniczu reportażu i sagi rodzinnej; z drugiej – próba utrwalenia wspomnień rodzinnych, ale i stworzenia indywidualnej narracji o ludziach uwikłanych w historię. Na ile prawdziwa – trudno to stwierdzić. Niemniej – godna uwagi jako uzupełnienie wspomnianej Książki moich wspomnień, w której Iwaszkiewicz przemilczał kilka kwestii które są ujawniane w książce. Wpisuje to tym samym Pra w modny dosyć ostatnio nurt odkrywania na nowo życia znanych pisarzy – niedawno wszak pojawiły się rozmowy z Konwickim (W pośpiechu). Jak się okazuje – dosyć skutecznie i przejrzyście. Ciekawie też pojawiać się może w nim kwestia przedstawiona przez White’a – opisywanie historii jako literatury budzi pokusę uładzenia opowieści. Skoro historie, które do nas docierają są jedynie narracjami, to swoją własną stworzyła Ludwika Włodek.
Książka prawnuczki Jarosława Iwaszkiewicza jest ciekawym uzupełnieniem jego twórczości autobiograficznej, ale i dobrym kontekstem do wnikliwszej lektury jest tekstów. Zamiar, jaki przebija się przez tekst, odnosi się wprost to wpisania rodziny Iwaszkiewiczów w najważniejsze problemy ostatniego stulecia. Jak się okazuje – dosyć skutecznie i przekonująco. Pozostaje tylko wierzyć, że pewien pakt został zachowany. A co do tego – wypowiedzieć się trudno. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz