środa, 28 marca 2012

William Styron – Hawany w Camelocie


Eseistyka amerykańska wytworzyła swoją, odmienną od europejskiej formę – bliższą reportażowi, bardziej subiektywną, mającą w sobie więcej z zapisków intymnych. Taki autobiograficzny esej uprawia William Styron w tomie Hawany w Calelocie, który nie na darmo ma podtytuł Eseje osobiste.
Zbiór zawiera teksty publikowane na przestrzeni kilkudziesięciu lat, jednak przedostatni Spacer z Aquinnah pojawia się po raz pierwszy (jak wskazuje wydawca amerykański – został on znaleziony w notatkach autora po śmierci). Pozostałe utwory mają zróżnicowany charakter. Pojawiają się bowiem wspomnienia (tytułowy esej), reportaże (Cierpienie niewolnika, zyski Disneya) czy klasyczne eseje literackie (Mój literacki przodek, Wyznanie). To zróżnicowanie jest jednak skupione na osobie autora – to zawsze jego postać jest podkreślana jako centralna w tekstach. I do od niego wszystko się zaczyna – każde zagadnienie, które podejmuje Styron, jest związane z nim w większym lub mniejszym stopniu. Jako że znał osobiście Kennedy’ego pisze utwór będący swoistym epitafium na cześć wielkiego miłośnika cygar kubańskich (których źródło objął skądinąd blokadą). Również autobiograficzny (na ile?) tekst Przypadek ospy miłosnej ma cechy dobrze napisanego opowiadania pierwszoosobowego, a elementem łączącym go z gatunkiem eseju jest jedynie warstwa rozważań bohatera. Z kolei obecność cenionych przez autora postaci Trumana Capote’a i Marka Twaina wskazuje na zależności i korzenie, od których nie może się on literacko odciąć. O ile Capote’a cenił jako autora (a nawet mu zazdrościł), to Marka Twaina traktował jako wielkiego piewcę na rzecz zniesienia niewolnictwa.
Na przykładzie tych dwóch ostatnich widać wrażliwość dziennikarską Styrona – pisząc o swoim niemal rówieśniku (Capote) zwraca uwagę na przyjacielską rywalizację i problemy, z jakimi boryka się wielu twórców. Również opisując młodych, amerykańskich dekadentów (co ciekawe – nazywa ich hipsterami) nie cofa się przed postawieniem diagnozy swoim młodszym, pretendującym do bycia literatami, kolegom. Wskazuje na przekształcenia, jakie dokonały się w portrecie chodzącego w czarnym swetrze w wyniku podróży tego wzorca przez Atlantyk, ale i wskazuje w swoich rozważaniach, jak wielki wpływ ma na życie ludzkie literatura – najwyraźniej widać to na przykładzie Twaina, którego Styron uważa za swojego nauczyciela tolerancji i jednego z najbardziej niepoprawnych literatów wszech czasów. Wielokrotnie w tym kontekście podnosi problem segregacji rasowej – również w tekście o Baldwinie (Jimmi…).Pojawia się tu silna świadomość interpretacji historii jako elementu kodyfikującego tożsamość – różnice, często subtelne, opowiedziane w inny sposób, sprawiają że świat zmienia się diametralnie.
Z drugiej strony wskazuje na subiektywizm (do którego przyznaje się z perfidią) doboru lektur kanonicznych (Wyznanie) – przedstawia ten proces jako naznaczony piętnem nieprawdziwości u swojego zarania. Momentami zastanawia się nad znaczeniem słów, bawi się w semiotyka. Również podąża za głosem swojego sumienia i kieruje krytykę w stronę wielkiego konsorcjum disnejowskiego (które planowało stworzyć park rozrywki holocaust pauperem), zbliżając się tym samym do roli dziennikarza zaangażowanego. Co ważne – mimo owego zaangażowania Styron nie jest w żaden sposób toporny w swoim pisaniu. Kłamstwem byłoby mu odmówienie ogromnego talentu literackiego – każdy z tekstów jest znakomicie napisanym utworem, którego język jest daleki od chropowatości.
Taka wielowątkowość opowiadań i ich skrajny momentami subiektywizm i osobistość potrafią razić europejski gust estetyczny. Teksty, które pojawiają się w zbiorze są o wiele bardziej zbliżone do Rodzinnej Europy Miłosza niż do erudycyjnej Melancholii Bieńczyka. Opowieść i kreacja obarczona piętnem autokreacji – bez niej pozostaje dokumentem (jak to wskazuje Małgorzata Czermińska); mimo tego – Styron w swoich tekstach balansuje między rażącą stronniczością sądów a ich uwolnieniem od tej wady. Opowiadając o swoich obserwacjach pochyla się nad konkretnymi, często aktualnymi problemami, które odnoszą się zarówno do historii Ameryki, ale i Europy. Wielokrotnie wraca do ciemnych kart historii amerykańskiej, jednak nie czyni tego w duchu bezkrytycznego samokrytycyzmu – poszukuje raczej przyczyn niż skutków danych zjawisk, ale i nie pozostawia bez adekwatnego komentarza płynących za nimi konsekwencji społecznych. Pisząc o literaturze utrzymuje spory dystans do samej kwestii kanoniczności, zarazem mając na uwadze to, że sam nigdy pewnie nie trafi do literackiego panteonu, którego miejsca są obsadzane w zależności od grupy wybierającej. Również podkreśla często (niemal barthowską) rozkosz tekstu jako ważny element lektury. Zarazem zwraca uwagę na kwestie autorstwa i jej zależności od odbioru (co wprost wychodzi niemal od Foucaulta). Widać u niego spore obycie z kulturą i życiem umysłowym powojennej Francji, ale i pojawiają się u niego antropologiczne zaciągi rodem ze szkoły natywistycznej.
Cechą wspólną tekstów Styrona jest ich subiektywizm – obserwacja, czasem empiryczna, staje się pobudką do napisania czegoś bardziej obiektywnego, skupionego na świecie otaczającym podmiot piszący. Podmiot, którym jest tu autor – amerykański dziennikarz i eseista, który stając się podmiotowym nigdy nie zapominał o otoczeniu, z którego się wyodrębnił, a co ważniejsze – wraca do niego w swoich obserwacjach. Styron jest też znakomitym przykładem zmienności cech gatunków literackich w zależności od terenu występowania – jego eseistyczność jest daleko bardziej dziennikarska niż literacka (chociaż teksty te mają w sobie ogromny zasób estetycznego pisania); mimo tego – pozostaje ona w obrębie literatury pięknej, która chociaż inna od wzorców europejskich, pozostaje szalenie eseistyczna w swojej obserwacji dziennikarskiej. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz