czwartek, 24 marca 2011

Czarny czwartek - Mirosław Piepka i Michał Pruski




Ostatnie lata przekonały nas w tym, że pojawienie się na ekranach filmu jest powiązane z pojawieniem się związanej z nim książki lub książek. Tak jest i w przypadku Czarnego czwartku w reżyserii Antoniego Krauze. Jednak to, do czego przyzwyczaiły nas księgarnie i wydawnictwa nie powtarza się w wypadku książki scenarzystów filmu. Wydawnictwo o tytule pokrywającym się z filmem jest zbiorem dokumentów, informacji apokryficznych i wyciętych scen z filmu. Jest to znakomite uzupełnienie do filmu, gdyż w znaczny sposób poszerza jego odbiór i daje materiał historyczny, który staje się podstawą dla lepszego rozumienia wydarzeń z grudnia 70 jak i dobrym dopowiedzeniem do historii, którą przedstawia film.
Książka nie ma fabuły w typowym tego słowa znaczeniu. Autorzy skupili się na jak najwierniejszym odtworzeniu realiów ostatnich dni ery gomułkowskiej. Fragmenty felietonów przeplatają się z wywiadami, fragmentami rozmów z osobami, które przeżyły te dni w Gdańsku lub których bliscy zostali poszkodowani w tych wydarzeniach. W tych historiach jest z jednej strony wiele gniewu i żalu, z drugiej zaś – współczucia dla tych, którzy byli poszkodowani – po obu stronach barykady.
Tematem głównym tego tekstu, jak i filmu, jest historia Brunona Drywali – śmiertelnie ranionego rykoszetem na peronie kolejki podmiejskiej. Jego rodzina jest najdokładniej opisana; historia ta staje się elementem, na którego podstawie budowana jest opowieść o kolejach losu rodzin zabitych i zmarłych wskutek obrażeń ciała. Kolejne fragmenty tekstów przeplatają się relacjami z wydarzeń z okolic drewnianej kładki nad stacją SKM Gdynia Stocznia. Rozpiętość wieku osób relacjonujących jest spora – od wspomnień ciężko pobitego przez SB nastolatka po wspomnienia rodzin ofiar, które przeżyły dramat poszukując prawdy na temat swoich bliskich i informacji o ich ostatnich godzinach życia.
Książka jest przepełniona wspomnieniami naocznych świadków, którzy dodają wiele do suchych informacji podawanych przez cytowane źródła historyczne. Co ciekawe – w książce pojawiają się również fragmenty wyciętych z pierwotnej wersji filmu scen, które w pewien sposób poszerzają informacje przedstawione w filmie.
Książka nie ustrzegła się jednak błędów. Za często spotykany, a przez to dosyć rażący, uważam nieścisłość między informacjami zawartymi na okładce a tymi, które są w książce. Na okładce możemy wyczytać, że Brunon Drywala zginął od strzału w plecy, podczas gdy dokładna relacja z książki mówi, iż był to postrzał rykoszetem. Jest to różnica niewielka, jednak narzuca jakiś sposób myślenia i odbioru faktów, a przez to – odbiera obiektywność samego tekstu.
Wielką zaletą książki jest mnogość źródeł historycznych i wiele reprodukcji dokumentów i zdjęć z epoki – są one dobrym uzupełnieniem samego tekstu i filmu. Książkę kończy lista ofiar śmiertelnych i poszkodowanych w wyniku walk ulicznych represji milicyjnych. Poznajemy pojedyncze dramaty, które, poprzez powtarzalność niektórych akcentów, rysują szeroki obraz dramatu kilku dni strajków na wybrzeżu, które stały się gwoździem do trumny dla ekipy Gomułki, a zapoczątkowały zmiany w powojennej Polsce. Ciekawym dodatkiem jest pełna treść aktu oskarżenia skierowanego między innymi przeciwko ówczesnemu ministrowi spraw wewnętrznych generałowi Jaruzelskiemu.
Książka jest godna polecenia i to nie tylko dla widzów głośnego filmu z bohaterem piosenki Kaczmarskiego w podtytule. Rysuje obraz brutalności i bezzasadności przemocy wobec ludzi walczących o swoje konstytucyjne prawa i godność. Jest to dobry dodatek do samego filmu, mający znamiona zbioru najważniejszych informacji o grudniu 1970 roku przedstawiona w bardzo przystępnej formie. 

czwartek, 10 marca 2011

Janusz Leon Wiśniewski - Łóżko



Kolejna odsłona Kuriera literackiego, tym razem po spowodowanej feriami i innymi perturbacjami przerwie, odsłania (a jakże) kolejną książkę.
Dzisiaj na warsztat trafia Łóżko Janusza Leona Wiśniewskiego, autora poczytnych powieści (między innymi S@motności w sieci i Bikin,), jak i publikującego regularnie w miesięczniku Pani (czego pokłosiem jest wydana kilka lat temu ksiązka 188 dni i nocy). Książka ta kontynuuje  wątek pisania o współczesnych nomadach i łączących ich relacjach. Relacjach za pośrednictwem telefonu, poczty elektronicznej i przekazu emocji poprzez podsyłaną muzykę. Właśnie w takim świecie przekazu usytuowana jest akcja pięciu opowieści kobiet i jednej mężczyzny. Każda z nich jest intymna, bolesna ale i wyzwalająca. Ciekawa i w jakiś sposób uderzająca. Jednak czy odkrywcza…?
Wspólną osią wszystkich historii jest samotność – tytułujące zbiór opowiadań Łóżko staje się w nim symbolem wspólnoty, komunii dusz i ciał (a może raczej ciał i trochę dalej dusz?), miejsca na świecie, które pozwala poczuć się bezpiecznie. Przestrzeń, którą można nazwać bardziej swoją niż obcą, a zarazem enklawą, w której można się ukryć przed światem wytykającym palcami i spojrzeniami. Taką narrację zapewnia nam autor, taką opowieść zapewniają kobiety. I mężczyzna. Tak na dostawkę, ale właśnie ta łyżka dziegciu zmienia trochę postrzeganie zbioru – zmiana perspektywy dobrze robi dla samego zbioru, jest formą oddechu.
Pierwsze trzy historie to opowieści smutne. Niewątpliwie. Pierwsza – historia kobiety porzuconej, odrzuconej. Druga –zdradzonej i zdesperowanej (w myśl anglosaskiego powiedzenia nie zna piekło gniewu większego niż gniew zdradzonej kobiety). Trzecia – osamotnionej, przekwitającej, potrzebującej drugiej osoby. Po tych trzech opowieściach następuje przerwa, po której do głosu dochodzi sam autor. Kontynuując wątek felietonistyczny, w formie dialogu, przybliża biologiczno-chemiczną stronę kwestii snu i snów. Kolejna historia – opowieść o kobiecie odrzuconej, dotkniętej czymś, co jest strasznym i przeważającym jej życie testem. Przewrotny rozdział o tytule O kłamstwie jest przewrotną historią o przesunięciu znaczenia miłości na auto. Ostatnia historia jest, ponownie, opowieścią o kobiecie odrzuconej i zdradzonej – w tej to opowieści schodzą się jakby wszystkie najciemniejsze chmury z poprzednich historii.
Dodatkową kwestią wpływającą na interpretację jest moja specyficzna lektura tego zbiorku. O ile można mówić o klasycznej lekturze – opowieści słuchałem. Uwspółcześniona wersja książki czytanej dystrybuowana za pośrednictwem płyt CD staje się ciekawym, chociaż nie pozbawionym wad nośnikiem tekstu. Słowa podmiotu mówiącego w tekście zostały włożone w zmysłowo brzmiące usta kobiet znanych z seriali i filmów polskich (Małgorzaty Korzuchowskiej, Sonii Bohosiewicz czy Anny Cieślak). Niskie tembry ich głosów uprzyjemniały mi niedzielny spacer, sobotnie porządki w mieszkaniu, podróż autobusem zbyt krótką, by opłacało się wyciągać z torby książkę czy chwile, gdy lektura książek przy lampce staje się zbyt męcząca dla wzroku, a chwila w pozycji horyzontalnej na łóżku (właśnie) ze słuchawkami na uszach jest przyjemną odskocznią. Właśnie ten czas zapełniły mi opowieści smutne.
Po lekturze książki miałem mieszane uczucia. Z jednej strony – ryzykowna forma narracji (pierwszoosobowa w pięciu tekstach, cztery razy w rodzaju żeńskim jeden – męskim; trzeciosobowa w jednym), która wkłada słowa kobiet w ich usta. Z drugiej – powielanie jednego schematu rysu bohaterki i powtarzanie niemal jednakowych opisów we wszystkich historiach. Ponadto wszechobecna psychoanaliza i tłumaczenie freudowskimi teoriami większości ludzkich zachowań.  Takie połączenie, zestawione ze specyficzną, polskojęzyczną formą opisu erotyzmu, daje mieszankę, która nie dla wszystkich czytelników będzie strawną – zarówno estetycznie jak i literacko.
Rzadko się zdarza, żeby mężczyzna umiał pisać o kobiecych przeżyciach tak dokładnie – jest to wielka zaleta tego zbioru – opowieści są opowiedziane łagodnie. Swobodna zabawa z formą listu, opowieści i gawędy otwiera nowe możliwości opowiadania przed narratorkami i autorem, jak i forma audiobooka daje możliwość na podkreślenie formy mówiono-wyznaniowej tych opowieści.. Opowieści mają konstrukcję iście hiczkokowską – na początku jest wybuch, a potem jest coraz gorzej – na początku każdej historii jest właśnie taki wybuch, hasło, wydarzenie, które staje się osią całego tekstu, dążącego do wyjaśnienia wątku. Często otwartym, jednak zarazem zamykającym coś ważnego, powodującym śmierć we wnętrzu bohaterki. Każdej. Wielką zaletą jest dobre przygotowanie merytoryczne tekstu – zwłaszcza fragmentu tekstu autora, skądinąd – doktora chemii, na temat podstaw biochemicznych ludzkiego snu. Również kwestia psychoanalizy i samego Freuda, przewijająca się we wszystkich tekstach, jest ciekawie poddana pod wątpliwość (poprzez realne przeżycia), a odpowiedzi czytelnik musi udzielić sobie sam. Ponadto – opowiadanie o samochodach jak o kobietach jest doprawdy intrygujące. Rozdział czytany przez Pawła Deląga uważam za wisienkę na torcie.
Często bywa, że zaleta tekstu staje się kulą u nogi. Tego problemu nie ustrzegł się autor. Dokładność opisu i jego sugestywność przeradzają się w wadę, która potrafi drażnić, a, w skrajnych przypadkach czytelniczych, zniechęcić do lektury. Wszystkie bohaterki to kobiety wykształcone, w okolicach trzydziestki (od nieco ponad dwudziestu do okolic czterdziestych urodzin), niezależne finansowo (w większym niż mniejszym stopniu), zadbane i szalenie atrakcyjne seksualnie, poranione przez poprzednie relacje – zarówno z mężczyznami jak i rodzinami i najbliższymi przyjaciółkami. I łaknące miłości – zarówno tej duchowej jak i fizycznej, chociaż akcent w książce jest położony na tę drugą. Ciągłe powtarzanie jednego wzorca opowieści o formie zbliżenia dwojga ludzi pragnących siebie sprawia, że każdy kolejny opis coraz bardziej wtapia się w kicz. Trudno określić erotykę tego tekstu (paradoksalnie i dosłownie – element bardzo ważny) – z jednej strony zahacza o cytowanego Lechonia; z drugiej – sugeruje opisy Życia seksualnego Catherine M i wyidealizowaną estetykę harlekinowską. Powtarzalność tego wzorca wyklucza uniwersalny odbiór tekstu poza jego założonym u idealnego czytelnika kontekstem. A jak wiadomo – trudno o takiego. Ponadto dochodzi w zbiorze do fetyszyzacji pracy doktorskiej, głównie z psychologii – bohaterki doktoryzują się, porzucane – przyśpieszają swoje prace. Pojawiają się elementy nielogiczne w tekstach – o tych nie da się pisać bez ujawniania części fabuły, czego wolę uniknąć. Pozostaje tylko stwierdzić, że nawet prywatne przychodnie muszą być zamykane kiedyś. A portier ma klucze do wszystkich zamków w drzwiach. Poza tym – pozorna romantyczność zahacza czasem o absurd, a wyidealizowanie aktu zaręczyn (nietypowych wprawdzie) sprawia trudność w zrozumieniu celu takiego zabiegu.
Łóżko Wiśniewskiego jest lekturą konsekwentnie realizującą obrany wzorzec, w obrębie którego czytelnik staje się świadkiem życia współczesnych nomadów. Taka decyzja ma swoje wady i zalety, które w tekście są albo poddawane retuszowi albo wyłuskiwane.  Książka nie wszystkim się spodoba – osoby łaknące pozytywnych przeżyć zawiodą się – w historiach mlekiem płynącym pojawia się spora struga dziegciu. Przeciwnicy prozy z nurtu romansowo-miłosno-obyczajowej też nie będą do końca przekonani, gdyż za książką stoi (widoczne w tekście) dobre przygotowanie merytoryczne, a wiele w niej poruszonych wątków (chociażby problem odrzucenia inności, fobii czy realizacji pragnień za wszelką cenę) jest dobrze zarysowanych.  Kobiety w tym audiobooku  mogą przyciągnąć elementy przeżyć wewnętrznych bohaterek – mężczyzn – głosy lektorek. Nie wszyscy będą zadowoleni, jednak sam, jako czytelnik, nie uważam tych czterech godzin ze słuchawkami na uszach za czas stracony.