wtorek, 8 listopada 2011

Karin Wahlberg - Zastygłe życie




        
W ciągu ostatnich kilku lat dokonał się znaczący wzrost popularności kryminałów pochodzących z Półwyspu Skandynawskiego - świadczyć o tym może ilość sprzedanych egzemplarzy książek z serii Millenium oraz sporej grupy innych powieści rodem z zimnej Północy. Jest to o tyle ciekawe, że społeczeństwo, które jest w diagnozach socjologów określane jako szczęśliwe i wolne od problemów, staje się tłem dla różnorakich zbrodni, które są w jakiś sposób zamiatane pod dywan. I, po jakimś czasie, wypływają. A wtedy zaczyna się akcja.
Nie inaczej jest w niedawno wydanej książce Karin Wahlberg Zastygłe życie. Autorka jest z wykształcenia lekarzem i filologiem, więc zarówno przygotowanie zakresu języka, jak i zasad sztuki lekarskiej i patologii nie są jej obce. Widać to wyraźnie w tekście – merytoryczne opisy zwłok, skupianie się na ich biologizmie i dolegliwościach ze strony czysto medycznej, niemalże pozbawionej emocji.
Pierwsze strony opowieści kierują uwagę czytelników na postać studentki – Malin Larsson. Poznajemy ją tuż przed obiecującym wiele spotkaniem z kimś, kto może być więcej niż tylko przyjacielem. Spacer po cmentarzach i wspólne bycie ze sobą stają się dla bohaterki świadczą o słuszności jej przeczuć. Jednak jej ciało zostaje znalezione kilkanaście dni później nad brzegiem, obok jednego z wielu parkingów nadmorskich.
Historia dochodzenia do prawdy i ujęcia sprawcy morderstwa jest opisana w trzeciej osobie – bohaterów poznajemy poprzez ich zachowania i szczątki przemyśleń. Brakuje przy tym jednej, centralnej postaci opowieści. Wydawać się nią może Cales Claesson – komisarz miejscowej policji, jednak obecność wyraźnych postaci z jego otoczenia nie pozwala na jednoznaczne określenie postaci centralnej. W praktyce – jako taka jawi się zamordowana Malin. Wszystko, na co zostaje nakierowane światło opowiadania jest związane mniej lub bardziej z nią – czy to jej chłopak, czy osoby związane z nią w czasie studiów i praktyk. Nawet przypadkowe zauważenie fragmentu jej kurtki sprawia że w obrębie akcji pojawiają się nowe postaci.
I to właśnie te postaci są niezwykle mocną stroną książki – ich sylwetki są wyraźnie zarysowane, każda z nich ma swoją historię, która wpływa na zachowania w trakcie wydarzeń opisanych w książce.
Wszystko zaczyna się w sobotę 3 listopada, a kończy się na kilka dni przed Bożym Narodzeniem. Okres ten jest czasem charakteryzującym się małą ilością światła, i jest to mocno odczuwalne w książce – ciągła gra mroku i światła w jakiś sposób wyznacza rytm i jest zależna od sytuacji – pełen nadziei spacer rozgrywa się w świetle zniczy, kolejne dni (w tym ten, w którym zostają znalezione zwłoki) są naznaczone piętnem szarugi i mgły. To przyciemnienie akcji w jakiś sposób pogłębia odbiór tekstu.
W tekście jest też obecna ciekawa diagnoza społeczna Szwecji – kraju dostatniego, a jednak w jakiś sposób unieszczęśliwianego przez samych siebie i swoje dzieci – wychowane w dostatku, a nie umiejące uszanować pracy i poświęcenia rodziców. Hipochondrycznych i nieumiejących znosić bólu dorosłych ludziach, którzy pod pozorem pełnego ładu wewnętrznego ukrywają brak opanowania i rzutujące na ich życie rany. Niewykluczone, że właśnie taka pozorność sprawia, że skandynawski kryminał na zagościł w świadomości czytelników na całym świecie. Wszak prawdziwy morderca musi umieć ukrywać swoją zbrodnię.
Tłumaczenie książki jest dobre, zdarzają się niewielkie błędy, jednak nie rażą one, chociaż niektóre określenia przedmiotów mogły by być bardziej trafne.
Rozwój wypadków nie jest przewidywalny – mordercą jest jedna z ostatnich osób, jakie można by posądzać o nie. Zdarza się jednak wpadka, która trochę razi – ni z tego, ni z owego zostają znalezione gdzieś odciski palców wskazujące na mordercę. Niby to nie psuje całego obrazu kryminału, jednak pozostawia jakiś niesmak.
Mimo tego Zastygłe życie jest dobrym kryminałem – wciąga, interesuje, nie pozostawia zbyt wiele miejsca na jakąkolwiek pewność wobec któregokolwiek z bohaterów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz